Złota stalówka pióra
fot. Art Lasovsky / Unsplash
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

Dziś Jurek zaskoczył mnie. To dziwny człowiek. Potrafi bez mrugnięcia powieką ukraść komuś setki tysięcy złotych, a dziś w skrytości przed innymi powiedział mi, że nie zaśnie, gdy się wie­czorem nie przeżegna.

Sytuacja, w której się znajduję, sama narzuca oczekiwanie, czekam na uwolnienie, czekam i jeszcze ani na chwilę nie straciłem nadziei, że to nastąpi, że to musi kiedyś nastąpić. Czepiam się w otaczającej mnie rzeczywistości wszelkich przesłanek, najdrobniejszych śladów mogących zwiastować lub przybliżyć moment uwolnienia. Szukam prawdziwej wolności na dwóch obszarach, na dwóch płaszczyznach: Boskiej i ludzkiej. Oba te obszary wzajemnie się przenikają i uzupełniają.

*

Każda moja myśl wędruje w przyszłość, wybiegam przed siebie, szukam przedłużenia mojej historii, odpowiedzi na pytanie, co dalej? Zupełnie nie obawiam się teraźniejszości, chwili obecnej, najbliższych godzin, dni, tygodni. Przyszłość zaczyna się w momencie opuszczenia więzienia. Cały czas do tego momentu to teraźniejszość, nawet gdyby miała trwać kilka lat.

*

Wolność nie może być moim celem ostatecznym. Nie może być dla mnie najwyższą wartością, dla której warto poświęcić wszystkie inne. Pomimo że jej pragnienie jest we mnie tak silne, nie mogę za nią płacić ceny zbyt wysokiej. Wbrew wszystkiemu muszę pamiętać, że istnieją rzeczy ważniejsze, że jedyne, pełne wyzwolenie znajdzie człowiek nie tu na ziemi, ale w życiu przyszłym.

*

Boże, pomóż mi zrozumieć, że tylko Ty możesz dać człowiekowi wolność, że tylko Ty jesteś prawdziwym jego wyzwoleniem, od grzechu, od zła, od małości ludzkiej, od śmierci. Daj mi to zrozumieć i przyjąć teraz, gdy cała moja osoba wyrywa się do swobody, do przestrzeni, do przyjaciół.

*

Bardzo lubię spoglądać na słońce. Chodząc po spacerniku, zatrzymuję się i patrzę w nie szeroko otwartymi oczyma, aż do bólu, aż płyną mi łzy. Znikają wtedy kraty, strażnicy, współwięźniowie i widzę tylko jasną, rozpaloną do białości kulę. Przyćmiewa ona swym blaskiem wszystko, nawet odgłosy stają się nieco przytłumione. Takie chwile nie trwają jednak długo, wyrywa z nich głos spacerowego: „Nie zatrzymywać się! Chodzić!”. Zaczynam wtedy tę beznadziejną wędrówkę dookoła klatki: prosta, skręt, prosta, skręt i tak ciągle przez godzinę. Za każdym razem zbliża się do człowieka szara, ceglana ściana nieofiarująca nic poza niegościnną monotonią. Pod nogami szare płyty chodnika, a nad głową niebo porozcinane bruzdami krat.

*

Dziś powiedziano mi, że tu nie ma przyjaźni, nie ma kolegów, że wszystkie głupie sentymenty, jak patriotyzm, przysięgi, solidarność międzyludzka, zostają za murem. Tu każdy dba o swoją skórę. Rozmówca przekonywał mnie, że i ja niedługo zacznę tak postępować. Niedoczekanie twoje – pomyślałem – już ja ci pokażę, że nawet tu, gdzie człowiek jest osaczony ze wszystkich stron, właśnie tu istnieje przyjaźń. Choćby była ona młodzieńcza, dziecinna, śmieszna, to tu stwardnieje, tu pod naporem przeciwności utwierdzi się tak, że nic jej nie złamie. Są rzeczy cenniejsze niż własna skóra, cenniejsze nawet niż życie.

*

Większą część dnia mój skrawek nieba jest pusty. Bardzo rzadko przeleci po nim jakiś ptak, przepłynie chmura, wypełni odgłos przelatującego samolotu. Na warkot silnika więźniowie reagują jak dzieci, podskakują do okna i wypatrują stalowego ptaka. Co pewien czas gdzieś z oddali słychać przytłumione dźwięki kościelnego dzwonu. Dzwoni trzy razy dziennie: rano o szóstej, w południe na Anioł Pański i wieczorem. W nocy, gdy wszystko cichnie, niekiedy słychać zgrzyt starego tramwaju z trudem pokonującego zakręt, stukot pędzącego pociągu. Staję nieraz i patrzę z zadartą głową w ten mały prostokąt wolnego nieba za kratą. Ale tu w nocy nawet gwiazd na niebie nie widać.

*

Często „śmigam po celi”, czyli chodzę od ściany do ściany, od okna do drzwi, od drzwi do okna, kilka drobnych kroków i zwrot. Powtarzam tę czynność dziesiątki, setki razy dziennie. Czynność wydawałoby się kompletnie pozbawiona sensu, strata czasu. Dla mnie tutaj jest skrawkiem wolności, ucieczką od fizycznej bierności, zaspokajającą naturalną potrzebę ruchu. Tu zrozumiałem, czym dla zwierząt jest klatka, dlaczego tak niespokojnie po niej chodzą, od kraty do kraty, kilka drobnych kroków i zwrot. I powtarzają tę czynność dziesiątki, setki razy dziennie.

*

Dziś Jurek zaskoczył mnie. To dziwny człowiek. Potrafi bez mrugnięcia powieką ukraść komuś setki tysięcy złotych, a dziś w skrytości przed innymi powiedział mi, że nie zaśnie, gdy się wieczorem nie przeżegna. Mówił w przypływie szczerości, że robi to po kryjomu, bo się wstydzi, ale nie zdarzyło mu się, aby o tym zapomniał. Modlę się teraz za niego. Może kiedyś zrozumie w pełni swoje błędy i znajdzie dość siły, by z pomocą Boga rozwinąć tę odrobinę wiary, jaką ma w sobie. Jurku, gdybyś ty wiedział, jak bardzo mi dzisiaj pomogłeś, chyba nie powiem ci o tym nigdy, ale nie zapomnę tego, będę się za ciebie modlił.

*

Zadaję sobie coraz częściej pytanie, co Bóg chce mi przekazać przez to, że znalazłem się w więzieniu, co chce mi powiedzieć przez spotykające mnie doświadczenia, co chce mi dać przez ludzi, z którymi się stykam. Nie umiem sobie odpowiedzieć jasno na to pytanie. Wiem, że odpowiedź na nie tkwi w ludziach, z którymi na co dzień przebywam, we mnie samym i rzeczywistości, do której dotrzeć nie potrafię. Muszę tę odpowiedź za wszelką cenę odnaleźć. Bóg zadał mi ten czas i nie wolno mi go zmarnować. Nie mogę czasu spędzać, popędzając godziny, by płynęły szybciej, muszę wykorzystać każdą minutę, każdą chwilę. Nie wolno mi pozostać bezczynnym, zdać się na bierne oczekiwanie.

*

Boże, wiem, że mogę prosić Cię o wszystko, że dasz mi wszystko, co jest mi potrzebne. Pozwól mi zachować taką ufność, taką miłość do Ciebie, bym umiał bez szemrania przyjąć Twoją wolę. Pomóż mi uwierzyć, że potrzebujesz mnie właśnie tu, właśnie teraz wśród tych, a nie innych ludzi. Daj mi proszę radość podejmowania zadań, które stawiasz przede mną, nawet gdy są one przeciwne moim pragnieniom i dążeniom.

*

Często więźniowie wypowiadają takie zdanie: „Jak kiedyś wyjdę z pudła, to…”. W tym miejscu następuje długie wyliczanie, co będzie robił, gdzie pójdzie. Jedni chcą się upić, inni iść na dziewczyny, jeszcze inni wyjechać gdzieś daleko od ludzi, zaszyć się w jakimś pustkowiu. Dziś jeden ze współcelników, prosty wiejski chłopak powiedział mi, że on pójdzie do kościoła przed obraz Matki Boskiej i się pomodli.

*

Wybrałem dwie sprawy, w intencji których ofiaruję mój pobyt w więzieniu. Pierwsza to moi bracia [—-] [Ustawa z dn. 31 VII 81 r., O kontroli publikacji i widowisk, art. 2 pkt 1 (Dz. U. nr 20, poz. 99, zm.: 1983 Dz.U. nr 44, poz. 204)]. Druga to Kinga, dziewczyna, którą znam tylko ze słyszenia, podobno nie była jeszcze ochrzczona, ale bardzo tego pragnie. Proszę Boga o to, by mogła zostać włączona kiedyś do Kościoła, by znalazła w Bogu oparcie i pomoc w przeciwnościach, jakie stawia przed nią życie.

*

Dostałem pierwszy list od swoich braci. Bardzo krótki, ale pełen treści. Obrazek Matki Boskiej Częstochowskiej i podpis: „Jestem przy Tobie, pamiętam, czuwam” wykaligrafowane zielonym atramentem.

*

Panie Boże, Jezusie Chrystusie z Ogrójca – wiedziałeś wszystko – o zgrai z mieczami i z kijami – o pocałunku Judasza – że uczniowie mieli Cię opuścić – wiedziałeś, że zostaniesz sam – bez pomocy – bez nadziei na wyzwolenie – widziałeś twarze fałszywych świadków – czułeś wymierzane policzki – słyszałeś bluźnierstwa – Piotr miał się Ciebie zaprzeć – naród miał Cię odrzucić – Jezu, wiedziałeś wszystko – o biczowaniu – o koronie cierniowej – ciężar krzyża przygniatał Cię już w Ogrójcu – gwoździe katów rozrywały Twoje ręce i nogi – włócznia żołdaka przebijała Twój bok – szyderstwa miały Ci towarzyszyć do końca – wiedziałeś, że umrzesz – czułeś zwykły ludzki strach – powiedziałeś jednak – Niech nie moja, lecz Twoja wola się stanie – Panie Jezu – znasz cierpienie opuszczenia – zakratowanej ciemnicy – udziel mi swej łaski – pomóż mi powtórzyć – niech nie moja, ale Twoja wola się stanie.

nr 135, listopad 1984

Oczekiwanie (z notatnika)
Paweł Kozacki OP

urodzony 8 stycznia 1965 r. w Poznaniu – dominikanin, kaznodzieja, rekolekcjonista, duszpasterz, spowiednik, publicysta, wieloletni redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”, w latach 2014-2022 prowincjał Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego. Obecnie mieszka w Dom...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze