Boga spotykam na modlitwie, przy pieczeniu chleba, wyrzucaniu gnoju. Na pustelni wszystko jest święte.
Rozróżnia trzy rzeczywistości: pustkowie, pustynię, pustelnię.
Wyjaśnia: Pustkowie to osamotnienie, gdzie człowiek łatwo wpada w depresję. Pustynia to ekstremalne warunki – tam przeżyją tylko siłacze. A pustelnia jest dla ludzi słabych, tam wszystko zależy tylko od Pana Boga.
Dlatego wybrał życie pustelnika.
Na modlitwie i przy gnoju
Franciszkanin Janusz Jędryszek jest pustelnikiem na Świętej Górze Polanowskiej koło Darłowa. – Ludzie się dziwią, gdy mnie widzą. Myślą, że zobaczą mnicha z brodą do pasa, w pokutnym worze, bosego, który bez przerwy leży krzyżem w kościele. A tu nic z tego – mówi.
Owszem, nosił brodę. Ale gdy usłyszał, że wygląda jak prawdziwy pustelnik, zgolił. W kościele też ciągle nie klęczy. Mnie przyjmuje w kuchni. W spodniach i koszuli w kratkę wygląda jak zaradny mąż i ojciec, który przygotowuje posiłek dla rodziny. Właśnie zagniata ciasto na chleb – pustelnicy sami go pieką.
W wielkiej misie ojciec Janusz miesza pszenną mąkę z razową, sypie otręby, dorzuca len, czarnuszkę, pestki dyni, wlewa miód. I objaśnia mi, na czym polega jego pustelniczy żywot: Na pustelni wszystko jest przeniknięte obecnością Boga. Ja spotykam tutaj Boga na modlitwie, adoracji, przy pieczeniu chleba i wyrzucaniu gnoju.
Ciasto na chleb gotowe – trzeba odczekać, aż wyrośnie. Gospodarz schodzi do piwnicy, wraca z wiadrem ziemniaków. Chcę pomóc przy obieraniu. – Pierwszy etap pomocy: nie przeszkadzać – śmieje się ojciec Janusz.
Stoję bezczynnie w kuchni, a zakonnik obiera ziemniaki. I ciągnie swój wykład: Chodzi o to, żeby odkrywać obecność Boga w codzienności. Duchowość pustelni franciszkańskiej to duchowość ziemniaka obieranego z wdzięcznością wobec Boga. Tutaj nie ma podziału na sacrum i profanum.
Rozmawiamy, a ojciec Janusz rozkłada na stole talerze, sztućce. Mówi, że gotowanie, obsługiwanie gości, zmywanie po nich jest tak samo ważne, jak recytowanie psalmów. – To, czym tutaj żyjemy, to mistyka codzienności. Bo Chrystus też przychodzi do nas w codzienności. Ale ludzie nie akceptują codzienności, więc rozmijają się z Jezusem.
Mówi, że widać to w scenie z Emaus, gdy uczniowie zapraszają do gospody nieznajomego, którym był zmartwychwstały Jezus. – Oni nie zaprosili tam do gospody Boga, lecz gościa. Do gospody nie idzie się po to, żeby się modlić, ale żeby się zabawić – mówi.
Wieczorem czuję się wreszcie potrzebny. Pustelnik pozwala mi zmyć naczynia po kolacji.
Odchodzę na pustynię
„Oddalam się, odchodzę w górę” – powtarzają w trzecim wieku ci bardziej radykalni chrześcijanie znad doliny Nilu. Chcą praktykować wiarę w samotności, na egipskiej pustyni. Od powiedzenia o „oddaleniu się” i „odchodzeniu w górę”, które w języku starogreckim brzmi: anachoreto, wzięło się słowo „anachoreta”, oznaczające właśnie pustelnika.
Podobno pierwszym był Paweł z Teb. Pochodził z bogatej rodziny, jako piętnastolatek udał się na pustynię. Jak podaje św. Hieronim, odziany w ubranie z palmowych liści Paweł mieszkał w jaskini, żywił się ow
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń