Odkąd papież Franciszek zaczął porównywać Kościół do szpitala polowego, jadąc do moich rodzinnych Piekar Śląskich, zaczynam myśleć o „eklezjologii urazowej”. Bywalcy śląskiej prowincji mogą kojarzyć ceglany budynek z czerwonym krzyżem na dachu, który, gdy spojrzeć na Piekary od strony Bytomia, wybija się wysokością z otaczającej zabudowy. To Wojewódzki Szpital Chirurgii Urazowej, przez autochtonów nazywany po prostu „urazówką” albo „amerykańskim”. Ta druga nazwa wzięła się stąd, że placówkę, która powstała po wojnie na miejscu szpitala wojskowego, wyposażyli Amerykanie z Unitarian Universalist Service Committee, na lata śrubując poziom piekarskiej chirurgii. Za bajtla (czyli gdy byłem dzieckiem) nie znałem słowa „trauma”, ale doskonale wiedziałem, co to jest. W Piekarach mówiło się o niej po prostu: „Jak ci się TO stanie, to cię nawet w amerykańskim nie poskładają”.
Skojarzenie z „amerykańskim” od jakiegoś czasu prowokuje mnie też do odejścia nieco od głównej linii Franciszkowej metafory. W niej Kościół jest szpitalem, w którym trzeba się zatroszczyć o poranionych. Mnie jednak nie opuszcza przekonanie, że trzeba do tego dołożyć jes
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń