Za stary jestem, by się podniecać czczym pożądaniem znajdowania w świecie miejsc i rzeczy idealnych. Nie ma takich. A fiksując się na ich wyobrażeniu (tworzonym najczęściej przez proste zanegowanie elementów danej mi rzeczywistości), popełniam jeden z najcięższych, a zarazem najmniej dostrzeganych i omawianych przez moralistów grzechów – grzech nieuważności.
Być może, jak chcą mądrzejsi ode mnie, to pycha jest korzeniem wszelkiego ludzkiego zła. Ja jednak będę twierdzić, że to nieuważność jest jego pniem. Proszę spojrzeć na mechanikę takiej na przykład zdrady: najpierw jest przemożna chęć uznania siebie i swoich pragnień za ostateczne prawo i punkt odniesienia, dalej jest jednak pominięcie osoby, którą owa zdrada zabije lub przybije, przytłumienie jej obrazu, usunięcie za parawan, tak by samym swoim istnieniem nie przeszkadzała w skierowaniu się na złą drogę. Każdy z nas ma już też pewnie swój prywatny, całkiem pokaźny cmentarzyk, na którym codziennie sygnaturka ogłasza zgon kolejnej szansy danej nam po to, byśmy wyrwali się wreszcie z dobijającej – i nas, i Boga – przeciętności, porwali się na jakiś miniheroizm, by naszym horyzontem przestało wreszcie
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń