Jesień. Niby rzecz nieuchronna i w swojej powtarzalności jakoś obłaskawiona. Jednak w tym roku wybitnie mnie zainfekowała zmierzłością. Nieobeznanym ze śląską godką spieszę wyjaśnić, że „bycie zmierzłym” to inaczej bycie marudnym, skorym do narzekania. Jasne – są teorie, które skłonność do marudzenia nad czymkolwiek i z jakiegokolwiek powodu przypisują polskiemu „charakterowi narodowemu”, ale to są teorie złośliwe, pewnie spiskowe, więc wiary dawać im nie należy. Prawdą jednak jest to, że od kilku dni jestem nadmiarowo zmierzły, a na pogodę zwalić najprościej.
W taki zmierzły kontekst wpadły dwa nowe dokumenty watykańskie: Franciszkowa encyklika Dilexit nos oraz dokument końcowy Synodu o synodalności. Jeden po drugim, w odstępie kilku dni. Oba długie, wielowątkowe.
Postanowiłem sobie, że nie będę poświęcał tym dokumentom po jednym tekście – nie chciałbym „Śląskiej prowincji” przekształcić w kanał magisterialny. I zaraz tego postanowienia pożałowałem, bo prowadzi ono nieuchronnie do konieczności znalezienia jakiegoś wątku, który połączy oba dokumenty. A one jak na złość są zupełnie z innych parafii: encyklika jest o sercu jako duchowym centrum człowieka i przez to też o kulcie Serca Jezusowego. Dokument końcowy mówi zaś o tym, że synodalność jest istotnym wymiarem natury Kościoła, a prze
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń