No właśnie nie: „Cześć, Tereska”, bo skojarzenia z tytułem znanego polskiego filmu powiodłyby nas w niewłaściwym kierunku, ale też nie: „Witaj, Tereso”, bo chodzi przecież o Małą Teresę, tę z Lisieux, od Dzieciątka Jezus. A zatem: Witaj, Teresko!
Gdzieś pod koniec października siedziałem wieczorem w konfesjonale. Konfesjonał mamy jeden, ale porządny, duży, z dwiema kabinkami: jedną dla spowiednika, drugą dla penitenta. W pewnej chwili otworzyły się drzwi i weszła kobieta, trzymając w rękach niewielkie zawiniątko. Półmrok panujący we wnętrzu nie pozwalał dojrzeć szczegółów. Usłyszałem szept: „Ojcze Pawle, nie przyszłam do spowiedzi, jestem prawosławna, ale przyniosłam to ojcu, bo myślę, że lepiej, żeby to było tu – w świątyni katolików”. Rozwinęła chusteczkę i dostrzegłem jakieś zdjęcie. Potem nastąpiło dość chaotyczne opowiadanie – wyobrażam sobie, jak bardzo musiała być przejęta całą sytuacją. Otóż na cmentarzu Smoleńskim na Wyspie Wasilewskiej, przy kaplicy ze szczątkami Błogosławionej Kseni Petersburskiej, na jednym z krzyży nagrobnych od dłuższego czasu stał ten obrazek: kiedy zbliżyła go do kratek konfesjonału, rozpoznałem twarz Świętej Teresy od Dzieciątka Jezus. „No stała, tam stała, a przecież, no… my nie oddajemy jej czci – kontynuowała kobieta – więc pomyślałam sobie, że tu ją przyniosę, do swoich”. Byłem tak zas
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń