„Dzieci są zakałą ludzkości. Jest to klasa nieprodukująca, pasożytnicza, uprzywilejowana, chorowita, samolubna, pozbawiona wychowania i wykształcenia, niegrzeczna i brudna”.
To cytat z Antoniego Słonimskiego, do którego twórczości wracam już w drugim tekście z rzędu. Ale mam co najmniej dwa powody. Pierwszy jest taki, że Słonimskiego dla inteligentnych ludzi z poczuciem humoru nigdy za dużo. Drugi – że niedawno spędziłem tydzień nad morzem z wnukami, co dało mi podstawy do skonfrontowania opinii poety i pisarza z własnymi doświadczeniami.
Generalnie nie widzę powodów do polemiki ze Słonimskim. Dodałbym tylko, że dzieci, dopóki nie uznają, że opłaca im się kłamać, są obrzydliwie szczere. Kiedy babcia (moja żona, krótko mówiąc) zwróciła czterolatkowi uwagę, że przed snem wypada umyć rączki, nóżki i ząbki, bo wchodziło się do beczki po smole i jadło gofry z bitą śmietaną oraz kolorową posypką, reakcją był bunt:
– Nie będę się mył, bo jutro znów wejdę do beczki.
– To jutro, Leonku. Ale dziś zrób to, o co proszę.
Widząc, że negocjacje mają taką samą szansę powodzenia, jak osiągnięcie pokoju na Bliskim Wschodzie, wcieliłem się w rolę mediatora, odwołując się do uczuć czterolatka:
– Leon, nie rób babci przykrości. Przecież ją kochasz.
– Nie bardzo – odpow
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń