Dłoń topielca trzymająca krzyż
fot. Tim Marshall / Unsplash

Jeśli wiarę uważamy za pewną, to ją stracimy

Nasze nawrócenie, ta codzienna przemiana złych myśli na dobre, nierozłącznie związane jest z długimi wizytami u Jezusa w Jego mieszkaniu.

Byłem zaledwie miesiąc po święceniach, a kolejny raz musiałem się zmierzyć z tym, że z mojej wspólnoty odchodzą kolejni bracia: w ciągu kilku lat odeszło ponad dwudziestu zakonników po święceniach. Był wśród nich rektor naszego seminarium, dwóch wychowawców z czasów formacji oraz mój spowiednik, będący podporą w trudnych chwilach – kiedy zaczynałem wątpić w sens zakonnego życia, to właśnie on przywracał mi nadzieję i nie robił tego słowami, tylko swoim przykładem. To wszystko było dla mnie przygnębiające. Szukałem jakichś punktów oparcia, prosiłem Pana Jezusa, aby mi je wskazał, pomagając zrozumieć sens własnego powołania oraz drogi, na którą właśnie wszedłem. Jako świeżo upieczony ksiądz pojechałem wówczas na spotkanie dominikańskiej młodzieży na Jamnej. W przerwie między zajęciami, chcąc odpocząć od nadmiaru ludzi, usiadłem na kamiennym murku i wpatrywałem się w las. Niespodziewanie podszedł do mnie Jakub, z którym byłem święcony, i sam z siebie – co nie jest w jego stylu, bo nie lubi się narzucać – stwierdził: „Tak sobie myślę, że w tym naszym życiu wcale nie chodzi o jakieś wielkie i spektakularne rzeczy, ale o prostą i zwyczajną wierność Panu Jezusowi. Tak dzień po dniu”.

Istnieją w naszym życiu boskie momenty, pewne błyski, kiedy coś się w nas rodzi i wiemy, że dane słowo jest odpowiedzią na pytanie, które wcześniej zadaliśmy.

Edyta Stein, jeszcze jako ateistka, była w odwiedzinach u swojej znajomej Jadwigi. Z nudów sięgnęła po jakąś książkę i wyciągnęła z półki Życie Teresy z Àvili napisane przez nią samą. Lektura ją wciągnęła, czytała bez przerywania, a na końcu wyznała: „To jest prawda”. Innymi słowy, kiedy Bóg kieruje do nas słowo, to nie pomylimy go z żadnym innym. Być może Kuba nie pamięta opisanej wyżej sytuacji, ale ja jego słowa zapamiętałem do dzisiaj. To jeden z tych boskich momentów, kiedy „wstąpił we mnie duch i postawił mnie na nogi” (Ez 2,2).

Kilka lat później przyjechał do Polski były generał dominikanów Timothy Radcliffe, który podczas spotkania z nami przekazał swoje świadectwo. Kiedy wstępował do zakonu w latach sześćdziesiątych, podczas formacji odeszło sześciu jego magistrów (zakonnych wychowawców). A potem dodał, że nie utracił wiary w obecność Pana Jezusa w tym miejscu i nadal kocha Kościół oraz Zakon Kaznodziejski. Wówczas Łukasz, obecny prowincjał naszego zakonu, zapytał, co mu pomogło przetrwać ten czas. – Prosta rzecz – odpowiedział Timothy. – Nie kontemplowałem zła, ale szukałem świętości u swoich braci. Dlatego to doświadczenie mnie nie złamało, a umocniło.

Ostatnią historię usłyszałem od księdza biskupa Andrzeja Przybylskiego i przytaczam ją, gdyż stała mi się równie

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 09, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Jeśli wiarę uważamy za pewną, to ją stracimy
Krzysztof Pałys OP

urodzony w 1979 r. – dominikanin, rekolekcjonista, magister nowicjatu, prowadzi blog Światła Miasta, mieszka w Warszawie. Nakłade...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze