Richard Rohr – tak, ale z umiarem. Polski czytelnik może cierpieć na nadmiar publikacji amerykańskiego franciszkanina, który od dekady wydawany jest u nas regularnie. W krótkim czasie otrzymaliśmy zbyt wiele książek tego autora. Dodajmy od razu: zbyt wiele cennych książek. To, co pisał Rohr przez większość swojego życia, co było rozciągnięte w czasie dla niego samego i zagranicznego czytelnika, my otrzymaliśmy od razu. Nadmiar Rohra, wprost proporcjonalny zarówno do jego pisarskiej aktywności, jak i nadrabiania wydawniczych zaległości, doprowadza do swoistego zachłyśnięcia się myślami franciszkanina. Warto o tym pamiętać w trakcie lektury Oddychając pod wodą. Duchowość i Program Dwunastu Kroków, ponieważ obrazy związane z zanurzeniem, walką o oddech czy traceniem gruntu są tutaj bardzo istotne. Rohr ściąga czytelnika na samo dno, ale proponuje zejście w głębiny batyskafem.
Powszechność uzależnienia
Wszyscy jesteśmy uzależnieni, to zdanie niesie się przez całą książkę. I jest to zdanie automatycznie budzące opór, no bo przecież z nałogami mam tyle wspólnego, co z drogimi samochodami. Oddychając pod wodą jest propozycją ciekawą, kładzie bowiem pomost pomiędzy przesłaniem Ewangelii a Programem Dwunastu Kroków. Nie chodzi przy tym o to, by porównywać obie drogi. Jest to raczej wzajemne wsłuchiwanie się – w głos Syna Bożego, który stał się człowiekiem, aby człowieka zbawić, oraz w głos Billa Wilsona, który z chronicznego alkoholika stał się trzeźwym alkoholikiem i założycielem Anonimowych Alkoholików. Płaszczyzną wzajemnego spotkania nie jest przekonanie o własnej nieomylności. Jezus nie mówi: „Padnij na kolana przede Mną”, a raczej: „Pójdź za Mną” (Mt 9,9). Bill Wilson nie twierdzi, że jego droga jest jedyna. Mówi tylko, że podąża nią wraz z innymi zasłuchany w ich opowieści. Rohr przez wiele lat pracował wśród anonimowych alkoholików w amerykańskim systemie penitencjarnym i dobrze poznał obie ścieżki. Świadomie przechadza się nimi i odsłania fundamenty jednej i drugiej. To podróż, która prowadzi naprawdę bardzo głęboko. Jezus ogołocił samego siebie, uniżył się, przyjął postać sługi (Flp 2,6–9), umarł na krzyżu i zmartwychwstał. Bill Wilson zszedł na samo dno swej egzystencji, jeśli można użyć takiego skrótu, w którym zawiera się wieloletnie ranienie siebie, żerowanie na najbliższych, aby finalnie stanąć na nogi i pomagać innym. Taka jest mniej więcej perspektywa Oddychając pod wodą: szorowanie po dnie. Autor, czerpiąc z doświadczenia Programu Dwunastu Kroków oraz z Ewangelii, wyprowadza swój wywód, proponując namysł nad własną bezsilnością. Wszyscy jesteśmy uzależnieni, powtarza na kartach i dodaje, że tradycja biblijna nazywa ten stan „grzechem”. Trwamy w pułapkach iluzji, czy dotyczy to nałogu, czy powierzchownie prowadzonego życia religijnego („niedzielni katolicy”, „wierzący, ale niepraktykujący” etc.). Na samym wstępie przedstawia cztery tezy stanowiące filary, na których opiera się książka. Pierwszą, tę o powszechności uzależnienia, już znamy. Kolejna to „śmierdzące myślenie” (czyli utarte schematy myślenia), szeroka sieć współuzależnień (np. Amerykanów od ropy naftowej, ludzi biednych od poczucia bycia ofiarą, Kościoła od poczucia absolutnej wyjątkowości), a na końcu znajduje się dualistyczne myślenie (wszystko albo nic,
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń