Tłumaczenie, tak jak sam język, jest żywą materią. Nie da się go wykuć na zawsze w kamieniu i mieć sprawę z głowy. Nigdy nie będziemy jej mieli z głowy. Może na szczęście. Bo to znaczy, że to jest Słowo żywe, które cały czas będzie nas jakoś drążyć i przemieniać.
Rozmawiają biblista Łukasz Popko OP i Włodzimierz Bogaczyk
Chcę z ojcem porozmawiać o różnych tłumaczeniach Biblii i o tym, jak z nich mogą korzystać świeccy. Ale sprawa nie jest chyba taka prosta. Starożytny tłumacz we wstępie do Księgi Syracha napisał: „Proszę więc z życzliwością i uwagą zabierać się do czytania, a wybaczyć w tych miejscach, gdzie by się komu wydawać mogło, że mimo naszej usilnej pracy nad tłumaczeniem nie mogliśmy dobrać odpowiedniego wyrażenia; albowiem nie mają tej samej mocy słowa czytane w języku hebrajskim, co przełożone na inną mowę”.
Czy to oznacza, że każdy chrześcijanin powinien się nauczyć hebrajskiego, aramejskiego i greki? I czy Biblia jest natchniona tylko w tych trzech językach, czy też w każdym, na który zostanie przetłumaczona?
Kościół nigdy nie wątpił w to, że Słowo działa na słuchacza w każdym języku. Pan Jezus nie głosił przecież przypowieści po grecku, a jednak w tym języku napisano wszystkie ewangelie. Księgi są natchnione, bo natchnieni byli ich autorzy.
Tłumaczenia też są natchnione, ale, powiedziałbym, w sposób wtórny. Warunkowo, o tyle, o ile odzwierciedlają oryginał. Kościół od początku był przekonany, że bycie tłumaczem to też jest jakiś charyzmat. Święty Paweł w Liście do Koryntian mówi, że są ci, którzy głoszą proroctwa, i ci, którzy je tłumaczą. Dobrze, żeby były proroctwa, ale jeśli nie ma kogoś, kto by je tłumaczył, to na wiele się to nie zda. Z tłumaczeniami jest podobnie. Duch Święty jest potrzebny na każdym etapie. Natchniony musiał być autor, potem tłumacz oraz skryba, który przepisał księgę, po nich ci, którzy jako pierwsi jej słuchali, i ci, którzy zdecydowali, żeby tę księgę zachować w kanonie. Możemy zatem być pewni, że dobre tłumaczenie pozostaje tekstem natchnionym.
Uspokoił mnie ojciec, bo z tą greką i hebrajskim to jednak nie dałbym rady.
Ale ja nikogo nie zniechęcam, wręcz przeciwnie, wszystkich gorąco zachęcam, by sięgnęli po oryginał. Jeśli ktoś mówi i czyta w kilku językach współczesnych, to może spróbować. Teraz jest tyle możliwości, są przecież tłumaczenia interlinearne, które pozwalają sprawdzić każdą linijkę i każde słowo.
Nic nie zastąpi czytania w języku oryginału. Czytał pan kiedyś Pana Tadeusza w tłumaczeniu na język angielski?
Nie czytałem.
Bierze się go do ręki i myśli: No niby tak… ale jednak nie… To naprawdę przypomina wąchanie kwiatków przez szybę.
Czesław Miłosz, kiedy wykładał w Kalifornii języki słowiańskie, próbował sam tłumaczyć swoją poezję. I się poddał. Powiedział, że w jego wierszach jest bardzo dużo słów związanych ze świate
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń