Świt (choć to słowo umowne, bo niebo czarne jak w środku nocy, w końcu to grudzień). Taksówka wiezie mnie na lotnisko przez śnieżny Petersburg ozdobiony świątecznymi lampionami. Ormiański kierowca zmienia co chwilę piosenki, żeby umilić mi czas podróży. Muzyka w stylu jakiegoś wschodnio brzmiącego popu, ale teksty po rosyjsku: „Bała, bała, bała, ty majo sierdce ukrała”. Ta romantyczna kradzież nie okazuje się jednak dla artysty źródłem szczęścia, bo po wielokrotnym powtórzeniu owego „bała” – co chyba ma być włosko-hiszpańskim „balla” – stwierdza bezapelacyjnie: „wot i słucziłas’ bieda!”. Zaintrygowany poszukałem potem informacji i się okazało, że wykonawca nazywa się Vache Amaryan, a ta piosenka to jego wielki, a nie wiem, czy nie jedyny przebój.
Północna stolica Rosji, ormiański kierowca i muzyka, pasażer – polski dominikanin, który wybiera się właśnie głosić adwentowe rekolekcje w swoim rodzinnym Żyrardowie, a myśli o kolejnym felietonie do miesięcznika, bo termin goni i pisać go będzie zapewne w pociągu (co się właśnie dzieje). W dodatku tekst ukaże się za miesiąc, kiedy i Adwent, i rekolekcje, i migające lampki petersburskich nabrzeży odejdą w przeszłość. I tylko skoczne: bała, bała, bała, przetrwa być może twardą próbę czasu. Poczułem się w tej taksówce, jakbym stał na skrzyżowaniu czasów, przestrzeni i kultur, i m
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń