Początek roku ma w sobie coś ze świeżości poranka albo chwili po deszczu, gdy świat wydaje się oczyszczony z pyłu długiego istnienia, a my jesteśmy jakby lżejsi i skłonni do zmian. To także moment wiary, odsłania się niezmącona jeszcze całoroczną rutyną skłonność do uwierzenia, że przed nami wciąż sporo wyborów i możliwości, niewydeptanych ścieżek. Jeszcze nie całkiem się staliśmy, nie wszystkie kształty są przesądzone, a w kieszeni mamy garść niezrealizowanych marzeń. I one właśnie teraz, zanim młyn codzienności bez litości i ulgi zacznie nami obracać, migocą przed oczami – przypominają, że tlą się w nas niezrealizowane cząstki oraz nieodbyte podróże.
To mój ulubiony czas w roku, jeszcze cichy i wypełniony potencją. Czas niezapisanego kalendarza, w którym oznaczyłam jedynie urodziny najbliższych, żadnych obowiązków i konieczności. Na pierwszej stronie zapisuję, biorąc pojedyncze słowa w kółka, plany nieobowiązkowe, życzenia, które chciałabym zrealizować pomiędzy tym, co nieodzowne. W tym roku mam tam na przykład: „jazdę na łyżwach”, „powrót na basen”, „nową książkę”, „leśne spacery z psem”, „Oman” i „lekcje rosyjskiego”. Nie są to noworoczne postanowienia, bo nie chcę traktować tych małych nadziei jak obowiązków, w
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń