Triduum to dobry czas, aby po spowiedzi zapłakać nad postawami, wadami i słabościami, z których jesteśmy utkani, a nie tylko żałować tego, co zrobiliśmy. Niech nie będzie to jednak płacz rozpaczliwy.
Zazwyczaj wydarzenia z życia Chrystusa wspominamy podczas jednej mszy i kilku godzin kanonicznych, czyli modlitw zanotowanych w brewiarzu. Każda z nich trwa znacznie krócej niż 60 minut. Gdy jednak zbliża się niedziela wypadająca po pierwszej wiosennej pełni księżyca, zegary odmierzające czas liturgiczny i rytm naszej codzienności zrównują swój bieg. Godzina po godzinie śledzimy losy Mistrza z Nazaretu. Triduum Paschalne, a więc czas od wielkoczwartkowego wieczoru do Niedzieli Zmartwychwstania pozwala rozważać wydarzenia biblijne zgodnie z długością ich rzeczywistego trwania. Historia męki Jezusa jest opisana na tyle precyzyjnie, że kolejne epizody można dość dokładnie umiejscowić w czasie.
Czwartek
Wszystko się zaczęło około godziny 18 w czwartek, gdy zaszło słońce. Wieczerza mogła rozpocząć się dopiero po zmroku, ponieważ była ucztą na początku dnia następnego. W biblijnej rachubie czasu to właśnie wieczór, a nie poranek jest początkiem kolejnego dnia. Dlatego Księga Rodzaju powtarza jak refren: „Tak upłynął dzień – wieczór i poranek”. Uczniowie przyszli do Jeruzalem jako pielgrzymi, wynajęli salę, jak wielu innych w czasie poprzedzającym Paschę. Tamtego roku Pascha wypadała w szabat. W sali był stół w kształcie podkowy, miejsca dla biesiadników przygotowano po jego zewnętrznej stronie. Pośrodku znalazło się posłanie dla gospodarza, który miał przewodzić wieczerzy. Nikt sam nie ośmielił się sięgać po potrawy, zgodnie z uświęconym zwyczajem każdy czekał, aż gospodarz, niczym celebrans, poda mu jedzenie. Nikt też sam nie rozpoczynał rozmowy, lecz co najwyżej włączał się w konwersację prowadzoną przez gospodarza. Wreszcie nikt też nie rozpoczynał modlitw, bo to również należało do pierwszego spośród biesiadników – Rabbiego. Nauczyciel odpowiadał za przebieg rytuału, komfort gości i dynamikę rozmowy. Dlatego w trakcie uczty pozostawał na swoim miejscu, bacznie obserwując, czy każdy ma co jeść i pić. Przynajmniej tak miało być. Ale tamtego wieczoru, podczas pierwszego i jedynego Triduum, wiele rzeczy wydarzyło się inaczej, niż przewidywał obyczaj.
Przez liturgiczne celebracje wspominamy tamte wydarzenia i uobecniamy ich istotę. Nie przenosimy się w czasie do Wieczernika, nie powtarzamy ani ostatniej wieczerzy, ani kolejnych etapów drogi krzyżowej, nie tworzymy też rekonstrukcji minionych zdarzeń. Włączamy się w ich istotę, a raczej zostajemy w nie włączeni przez liturgię. Mamy nadzieję, że dzięki obrzędom dosięgną nas skutki tego, co się wówczas wyda
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń