Człowiek patrzący w okno
fot. Sasha Freemind / Unsplash

Być może nasze przerażenie śmiercią, ucieczka przed nią, nasz lęk przed ciężko chorymi i umierającymi, jak też jałowość naszych pogrzebów biorą się z utraty wiary w słowa i czyny Jezusa, a co za tym idzie, z utraty wiary w Boga.

Nie lubię takich określeń jak samobójca, samobójstwo, samounicestwienie, próba samobójcza, samozniszczenie. Nie lubię ich dlatego, że mają w sobie osąd. Skoro zabicie człowieka jest niedopuszczalne nawet na mocy sądowego wyroku, co niektórym wciąż trudno zaakceptować, to znaczy, że ten, kto godzi we własne życie, też popełnia czyn niedopuszczalny, zły, z definicji grzeszny, zbrodnię, więc powinien być za to surowo ukarany. Na tej podstawie przez całe wieki tych, którzy zrezygnowali z życia, na różne sposoby dręczono. Ale z upływem czasu i rozwojem nauk o człowieku zaczęto podejrzewać, że jednak nie można obok siebie stawiać samobójstwa i zabójstwa. Poszła również za tym, jak zwykle spóźniona, teologia. Zauważono też rodzinę zmarłego i zrozumiano, że śmierć godzi nie tylko w jej ofiarę, lecz także w najbliższych tego, który odszedł.

Pokropek

To było w maju, na początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku. Na wikarówkę, w której mieszkałem, przyszli rodzice w sprawie pogrzebu córki, maturzystki, która parę dni wcześniej rzuciła się pod nadjeżdżający samochód. Nafaszerowany wiedzą z prawa kanonicznego i teologii moralnej, zgodnie z nauką Kościoła wiedziałem, że co najwyżej mogę się zgodzić na tak zwany pokropek. To znaczy odmówić krótką modlitwę i pokropić wodą trumnę ustawioną przed drzwiami kościoła. Do wykopanego pod płotem cmentarza grobu zwłoki dziewczyny odprowadzą sami rodzice, garstka bliskich i wcale niemała grupa, powiedzmy, ciekawskich. Chcąc uzasadnić decyzję, coś tam przebąkiwałem o prawie, o grzechu śmiertelnym, o zgorszeniu, o czymś tam jeszcze, ale im dłużej gadałem, tym bardziej przestawałem wierzyć w to, co mówię. Matka i ojciec zmarłej patrzyli na mnie z coraz większym przerażeniem, już nawet nie płakali, tylko mocno zaciskali wargi i ręce, wprost kamienieli. I wtedy pękłem. Powiedziałem sobie – dość, a rodzicom – dobrze, będzie normalny pogrzeb. Idźcie do proboszcza załatwić resztę spraw. Na telefon od proboszcza długo nie musiałem czekać: Proszę księdza, ja bym tego pogrzebu nie odprawiał, ale jeśli ksiądz tak zadecydował, niech tak będzie i niech się ksiądz przygotuje na frontalny atak naszych nabożnych a wpływowych niewiast. Sprawdziło się, przed pogrzebem te columnae ecclesiae – najpobożniejsze z najpobożniejszych okazały się najbardziej zajadłymi obrończyniami odwiecznej i niezmiennej Tradycji i nauki Kościoła. Solidnie oberwało się mnie, proboszczowi, ale co najbardziej podłe, rodzinie zmarłej. Z pomocą przyszed

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 03, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Obym się nie narodził
Wacław Oszajca SJ

urodzony 28 września 1947 r. w Zwiartowie – jezuita, teolog, poeta, eseista, publicysta prasowy i radiowy, autor licznych książek, znany kaznodzieja i rekolekcjonista. Mieszka w Jastrzębiej Górze....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze