Starcie dwóch żywiołów
fot. Paweł Czerwiński / Unsplash

Kiedy miałem siedem lat, podczas wakacji u dziadków na wsi spadłem ze strychu na klepisko i w trzech miejscach rozwaliłem sobie czaszkę. „Ahaaaa, czyli to dlatego! – słyszę zgodny chór czytelników – no tak… to wiele wyjaśnia”. Zgadzam się z „chórzystami”. Też jestem przekonany, że to właśnie tutaj trzeba szukać przyczyn mojej choroby. Jakiej choroby? No właśnie z tym też jest problem. Bo ja właściwie jestem zdrowy, tylko ostatnio mam chory umysł. Bo trzeba być naprawdę niespełna rozumu, żeby (począwszy od 15 października, a już na pewno od 13 grudnia ubiegłego roku) nie widzieć i nie dostrzegać – jak mawiał nieodżałowany Jerzy Dobrowolski – zmian na lepsze, trwałego postępu i ogromnego dorobku w każdej dziedzinie. Wokół uśmiechnięta (żeby nie powiedzieć „rechocząca”) Polska, a mnie całkiem nie do śmiechu i jedyne, co mogę dorzucić do tej – już niemal obowiązkowej – wesołości, to lekko zmieniony cytat z kabaretowej piosenki Elity: „Idzie wiosna, a ja się nie cieszę…”. Nie, to nie będą żadne gorzkie żale na temat wyniku ostatnich wyborów. Wyniki – tak w polityce, jak i w piłce – bywają różne. Jak już kiedyś pisałem, starej władzy zupełnie mi nie żal. Gdyby nie siermiężna strategia gry „na aferę” z ciągłymi bezsensownymi wrzutkami w pole karne; gdyby nie chaotyczna, a tym samym nieskuteczna obrona własnej bramki; gdyby nie bezmyślne i zupełnie pozbawione finezji ataki prawym i lewym skrzydłem, a przede wszystkim, gdyby nie „woda sodowa”, która uderzyła do głów „panów piłkarzy”, to

Zostało Ci jeszcze 75% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 03, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Mój rodaku…
Wojciech Ziółek SJ

urodzony w Radomiu, w 1963 roku, w czerwcu, znaczy, w połowie czerwca, właściwie to w drugiej połowie czerwca, dokładnie 21 czerwca – jezuita, uratowany grzesznik....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze