Właśnie wróciłem ze szpitala. Znalazłem się tam dzięki nieustępliwej zapobiegliwości pani doktor z dzielnicowej przychodni oraz jej nie mniej zdecydowanej pielęgniarki. Odwiedziłem je, żeby w końcu poprosić o skierowanie na badania, bo od mojego przyjazdu do Petersburga nie mogłem na to znaleźć czasu. Uprzejme panie, które ze względu na ich wygląd i poczucie humoru obsadziłbym bez wahania w Wesołych kumoszkach z Windsoru, najpierw zmierzyły mi ciśnienie. Po chwili osłupienia pierwsza z nich powiedziała: Noo, drogi Pawle Adamie (Rosjanie, patrząc na moje dane paszportowe, często używają mojego drugiego imienia w miejsce nieistniejącego patronimu, czyli, jak tu mówią, otczestwa), do domu to my was nie wypuścimy – przecież nie można żyć z tak wysokim ciśnieniem! Próbowałem nieśmiało oponować, że muszę się zastanowić, że przecież nie jestem przygotowany na pobyt w szpitalu itp. – na nic. Nie minęło dziesięć minut, a do gabinetu wkroczyła ekipa pogotowia. Seria szybkich, bardzo profesjonalnych badań i już jechałem karetką do najbliższego szpitala, który okazał się bardzo przyzwoity: czysty, dobrze zorganizowany, z sympatyczną i kompetentną ekipą lekarsko-pielęgniarską. Jedzenie zupełnie znośne, jedynym mankamentem był niedostatek s
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń