Po co światu mnich?
u podstaw Bożego Narodzenia leży odwaga. Ta, która towarzyszyła Maryi i Józefowi zgadzającym się na nieznaną przyszłość. Ta, która kazała wyruszać w drogę pasterzom i magom – pierwszym świadkom narodzin Chrystusa. W końcu i ta, którą trafnie ujmuje polska kolęda, mówiąca o nieskończonym Bogu, który ma granice ludzkiego ciała. Takie też jest chrześcijaństwo – odważne odwagą, która nie jest głupim ryzykowaniem własnego życia, nonszalancją czy brakiem lęku.
Ludzie odważni się boją i cenią własne życie. Tym, co pomaga im pokonać strach, jest wiara, zaufanie Bożemu słowu, ale też zwykła przyzwoitość. Bo jak mówią ci, których stawiamy sobie za wzór i nazywamy bohaterami – nie zrobiliśmy nic nadzwyczajnego, zachowaliśmy się, jak na człowieka przystało.
Kiedy przyjrzymy się naszemu chrześcijaństwu, to zobaczymy, że można się w nim zasiedzieć, moszcząc się wygodnie w tym, co znane. Zatrzymać się w granicach kościelnego bezpieczeństwa, troszcząc tylko o swoich. Jest to konformizm, który grozi nam wszystkim. Bo łatwo jest stać po stronie tych, którzy mają większość, mówić, że coś mnie nie dotyczy, odwracać głowę, nie zabierać głosu, milczeć. A stąd już tylko krok do tchórzostwa.
W tym numerze miesięcznika piszemy o różnych aspektach odwagi – tej ewangelicznej w przyznawaniu się do swoich przekonań, tej, która się wyraża w trosce o przybyszów i ubogich, i tej codziennej. Piszemy też o tym, czy takiego sposobu życia można się nauczyć i gdzie się zaczyna szkoła męstwa.
Dziękując Państwu za kolejny wspólny rok z „W drodze”, życzymy odwagi w przełamywaniu się opłatkiem, szczególnie z tymi, z którymi nam nie po drodze, a także otwartości podczas stawiania pustego talerza dla niespodziewanego przybysza, nie tylko od święta.
Oceń