Dojrzała wiara dorosłego człowieka pomaga mu się odnaleźć w świecie jako wierzącemu. Skonfrontować się z dylematami i wyzwaniami czasu. Im bardziej jest dojrzała, tym odważniej człowiek je uznaje i stawia czoła wątpliwościom. Także tym, które się rodzą w konfrontacji z nauką.
„Jak być szczęśliwym mężczyzną” – o taki wykład poprosili mnie aktywni członkowie pewnego studenckiego duszpasterstwa. Miał się odbyć po wieczornej mszy dla dosyć dużej grupy uczestników, siłą rzeczy głównie mężczyzn w różnym wieku, bo spotkanie było otwarte dla całej społeczności, łącznie z panami, którzy studia skończyli już bardzo dawno, a wciąż sympatyzowali z duszpasterstwem. Duszpasterz, z którym wszystko omówiłem, niestety nie mógł tej mszy odprawiać, bo akurat był czas adwentowy, więc wyjechał gdzieś prowadzić rekolekcje. W zastępstwie celebransem był – jak się okazało dość konserwatywny – starszy kapłan z lokalnej wspólnoty. W czasie ogłoszeń przeczytał także informację o moim wykładzie. I nie omieszkał skomentować: „O, widzę, że dziś po mszy świecka prelekcja o szukaniu szczęścia tu, na ziemi… Już byli tacy, którzy na ziemi szczęścia szukali – komuniści i liberałowie, wszyscy wiemy, jak się to skończyło…”.
Przez chwilę miałem dylemat, jak w takiej sytuacji poprowadzić moją prelekcję. Na szczęście refleks polemiczny mnie nie zawiódł.
„Jeśli nie doświadczymy szczęścia tu, na ziemi, to niebo może nam się jawić jako nadzieja na wino, kobiety i śpiew – a przecież wiemy, że to będzie dużo, dużo więcej…”.
Bezbronni dorośli
Nie jest łatwo być dorosłym w Kościele. Tym bardziej szczęśliwym, spełnionym dorosłym. Myślącym, czującym, dojrzałym, psychicznie zintegrowanym, aktywnym. Dochodzi nawet do głośnych patologii w tym zakresie. „Bezbronni/bezradni dorośli” (vulnerable adults) to stosunkowo nowe określenie, które – przy aktywnym wsparciu papieża Franciszka – na stałe już funkcjonuje w autorefleksji ludzi Kościoła, w prawie kanonicznym, w debacie publicznej i w mediach. Uznano i przyznano, że dorosły człowiek może być bezbronny/bezradny wobec instytucji i zachowań ludzi Kościoła, że może zostać wykorzystany i skrzywdzony przez osobę duchowną, dysponującą autorytetem roli i stanowiska, mimo że jest – a raczej powinien być – w pełni świadomy tego, co robi, co jest mu proponowane i do czego jest zachęcany. Może, przynajmniej teoretycznie, stawiać granice i o nich decydować. Wykorzystywanie bezbronnych dorosłych zostało co do ciężaru moralnego i sankcji prawnych zrównane z wykorzystywaniem nieletnich, a kwestie psychomanipulacji, przemocy duchowej, nadużywania autorytetu i niegodziwych metod wpływania na sumienia wiernych na szczęście stają się powoli ważnym kryterium oceny tego, jak budowane są relacje Kościoła i w Kościele.
Oddając sprawiedliwość wszystkim – ujawnionym i jeszcze nieujawnionym – dorosłym ofiarom tego typu przestępstw, chciałbym zabrać głos w imieniu tej olbrzymiej większości dorosłych w Kościele, których tak dramatyczne traktowanie wprawdzie nie spotkało, którzy sobie jakoś radzą, ale bliższe przyjrzenie się sposobom, w jaki sobie radzimy – i kosztom, jakie ponosimy – każe bić na alarm.
Koniec ściemy
Większość z nas pewnie nie zetknęła się bezpośrednio z molestowaniem, które podlegałoby sankcjom prawnym, za to z pewnością padliśmy ofiarą arogancji, braku wyczucia i kultury osobistej w konfesjonale czy kancelarii parafialnej, a już na pewno musieliśmy nieraz wysłuchać kazania, które było raczej połajanką czy polityczną agitacją niż głoszeniem Dobrej Nowiny o zbawieniu. Wychowani w re
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń