Zbigniew Herbert podczas spotkania w Gdańsku
fot. Jan Juchniewicz / Fotonova

Z życzeniami dla Pana Cogito

Akt twórczy nie jest rzeczywistością, za którą się nic nie płaci. Przeciwnie, jeśli żyje się twórczo tak intensywnie jak Herbert, geniusz poezji, to cena jest coraz wyższa, a ciągłe napięcie duchowo-psychiczne spotęgowane do maksimum.

Gdyby pozostawił po sobie autobiografię albo dzienniki, byłoby łatwiej. Nigdy jednak się nie zdecydował ani na ten krok, ani na wywiad rzekę. Zamiast tego się rozpraszał, czyli zwielokrotniał, jakby chciał powiedzieć: Nie ma jednego Zbigniewa Herberta, jest tylko jego wcielenie pomnożone przez przypadki, okoliczności, zabawy z czasem i z wyobraźnią czytelnika. Ile razy rodził się Herbert? – to pytanie, którego nie wyczerpuje setna rocznica urodzin poety.

Herbert? Wielu ich było

Data w akcie urodzenia jest jedna i na szczęście niezmienna, ale później dzieją się przeróżne rzeczy. Powiedzieć, że do formy literackiej, jaką jest życiorys, miał swobodny dystans, to raczej nic nie powiedzieć. Druga wojna światowa jest dla Zbigniewa Herberta, jak i dla wszystkich żyjących pod podwójnym jarzmem totalitaryzmów, wyrwą, po której nic już nie będzie takie samo. Dla porządku faktograficznego przypomnijmy, że w wojennych latach był w wieku kamieni rzucanych na szaniec, jak w polskiej kulturze przyjęło się określać nastolatków, którzy nie są w stanie założyć rodziny, ale są już w stanie oddać życie za ojczyznę. Nie jest to i nigdy nie było równanie z poziomu matematyczno-historiozoficznego, które miałoby coś wspólnego z równym, czyli sprawiedliwym i satysfakcjonującym, wynikiem. Herbert czas wojny spędza na leczeniu złamanej kości udowej, które nie obejdzie się bez komplikacji. Przechodzi długą i bolesną rehabilitację, ale noga – krótsza, zmuszająca do utykania – stanie się nie tylko częstym motywem twórczości (O dwu nogach Pana Cogito), ale również jakimś wrośniętym w biografię wyrzutem, pretensją, cierniem, z którym się żyje pomimo. Herbert z czasem opanował do mistrzostwa poruszanie się i układanie pozycji własnego ciała, tak że jedynie najbliżsi wiedzieli o skrywanym sekrecie. Nastolatek przykuty na wiele miesięcy do szpitalnego łóżka, potem zmuszony do bolesnej rehabilitacji, wreszcie do chodzenia o kulach, by finalnie stanąć na własnych nogach – takie rzeczy nie są istotne w obliczu dokonywanych przez rówieśników aktów sabotażu na okupancie, akcjach dywersyjnych, byciu leśnym człowiekiem. I rzeczywiście, pozycja wyprostowana będzie przez Herberta pojmowana w sposób zaskakujący: ani słowa o nodze, która zawiodła, za to dużo o działalności konspiracyjnej, która się nie wydarzyła. W latach powojennych poeta zrazu nieśmiało, później coraz bardziej otwartym tekstem przedstawiać będzie swoje konspiracyjne życie. Ono rośnie, delikatnie pączkuje i rozkwita do niesłychanych wręcz rozmiarów. Już jako uczeń miał spalić portret radzieckiego przywódcy, za co był brutalnie przesłuchiwany w więzieniu przez radzieckich komisarzy. Później zaczyna chodzić „na akcje”, które nabierają kolorów w zależności od wybuchów i egzekucji, wreszcie porzuca zamieszkanie u rodz

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 10, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Z życzeniami dla Pana Cogito
Marcin Cielecki

urodzony w 1979 r. – polski poeta, eseista, recenzent, pisarz.  Autor m.in. zbioru esejów Miasto wewnętrzne, książek poetyckich Ostatnie Królestwo, Czas przycinania winnic....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze