w świecie milionów kciuków uniesionych w górę, czerwonych serduszek i uśmiechniętych żółtych buziek zastanawianie się nad życzliwością wydaje się nie na miejscu. Tysiące lajków naciskanych w każdej sekundzie powinno być raczej pretekstem do pytania o to, jak sobie poradzić z tak ogromnym zalewem serdeczności. Jednak dobrze wiemy, że internetowa aktywność niekoniecznie przekłada się na nasze codzienne relacje. A na każde polubienie w mediach społecznościowych przypada jeden odcinek reality show, w którym uczestnicy nie szczędzą sił, żeby poniżyć swoich konkurentów. A co z pracą, ktoś zapyta, mobbingującymi szefami, agresją kierowców na drogach, brakiem szacunku w kancelariach parafialnych, nauczycielskimi nadużyciami w szkołach? Może się okazać, że zamiast się cieszyć, cierpimy na gigantyczne deficyty życzliwości.
W tym kontekście interesująco brzmi obserwacja Dariusza Dumy, od lat zajmującego się rozwojem osobistym, który w rozmowie z nami zwraca uwagę, że choć wiele nagannych zachowań widać dziś wyraźniej niż, dajmy na to, trzydzieści lat temu, to jednocześnie o wiele więcej w nas niezgody na poniżanie i znoszenie nadużyć. Z tego powodu potencjalny przemocowiec, nim przekroczy granicę i złamie zasady, zastanowi się nad tym dwa razy.
W podobnym duchu pisze w swoim eseju Rafał Cekiera, podkreślając kulturową zmianę, która zaszła w Polsce w ostatnich dekadach: „Coraz częściej życzymy sobie dobrego dnia, uczymy się miło zagadywać osoby pracujące na kasie w marketach, uprzejmość i pewnego rodzaju ogłada w przelotnych, powierzchownych kontaktach społecznych stają się normą”.
Tak więc, życząc Państwu dobrej i owocnej lektury nowego wydania miesięcznika, robię to ze świadomością, że życzliwość nie jest tylko kwestią genów, wychowania i moralnych cnót, ale, co może najważniejsze, warunków społecznych, które wspólnie tworzymy.
Oceń