Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga
Okazało się, że w Polsce niezawisłe (od 1945 roku) sądy nie tylko sądzą, stosując uchwalone przez prawowitą władzę prawo, ale uczą nas także miłości. W PRL-u sądy uczyły nas miłości do ustroju socjalistycznego, a przede wszystkim do Związku Radzieckiego, który stał niezachwianie na czele komunistycznego postępu. Wszelka „mowa nienawiści” wobec sowieckich przyjaciół (np. mówienie o ludobójstwie w Katyniu) była przykładnie karana. Dziś sądy uczą nas miłości do homoseksualizmu i aborcji. O kimś, kto sam publicznie mówi, że chce dokonać aborcji, nie można powiedzieć, że chce pozbawić dziecko życia, czyli je zabić. A za porównywanie milionów wyskrobanych dzieci do zamordowanych w obozach koncentracyjnych można zostać skazanym. W imię miłości oczywiście.
Miłowania uczy nas sędzia Ewa Tkocz, orzekająca w sprawie: Alicja Tysiąc (a właściwie „pomagające” jej feministki-aborcjonistki) kontra „Gość Niedzielny”. Pani sędzia w ustnym uzasadnieniu wyroku pouczyła ks. Garncarczyka, archidiecezję katowicką, a pośrednio cały Lud Boży, że „chrześcijaństwo jest religią miłości i taki też powinien być język, jakim powinni posługiwać się autorzy katolickiego tygodnika”. Pouczenie poniekąd słuszne, ale sędzia Tkocz dała też w konkretnej sprawie wiążącą interpretację tego, co jest miłością, a co tej miłości się sprzeciwia. Sądzę, że zgodnie z tą wykładnią trzeba teraz będzie ocenzurować nie tylko Stary, ale i Nowy Testament, ponadto Katechizm Kościoła Katolickiego oraz niektóre homilie Jana Pawła II.
Sąd podał tekst przeprosin i nakazał „Gościowi Niedzielnemu” jego wydrukowanie. Pomijam jego pierwszą część, choć wskazuje ona na to, że niektórzy mają duży problem ze zrozumieniem „skazanego” artykułu ks. Garncarczyka (trzeba położyć w szkołach większy nacisk na umiejętność czytania ze zrozumieniem). Druga część nakazanego tekstu przeprosin brzmi: „Archidiecezja katowicka w Katowicach jako wydawca i Marek Garncarczyk jako redaktor naczelny tygodnika »Gość Niedzielny« wyrażają ubolewanie, że przez bezprawne naruszenie dóbr osobistych pani Alicji Tysiąc i używanie języka nienawiści, wyrządzili jej ból oraz krzywdę”. Ha! „Język nienawiści” to bardzo ciekawa kategoria wymyślona po to, by walczyć z tymi, którzy nie są za aborcją, eutanazją, przywilejami dla osób homoseksualnych itp. Pomysł jest szatańsko genialny. Po co się męczyć w dysputach z obrońcami życia?! Przecież lepiej zamknąć im usta poprzez ogłoszenie światu, że każdy, kto nazywa aborcję zabójstwem, to nienawistnik, który powinien być skazany za „mowę nienawiści”. W tej perspektywie niebezpieczne jest w ogóle mówienie o grzechu, bo grzesznik (np. cudzołożnik, bluźnierca, zabójca) może się poskarżyć, że wyrządza się mu ból „mową nienawiści”.
Herod uwięził Jana Chrzciciela, bo ten porywczy prorok upominał go, że grzeszy, żyjąc z żoną swego brata Filipa, Herodiadą. Czy Herod był niesprawiedliwy? Podążający za głoszoną przez sądy miłością mogliby dziś powiedzieć, że Herod postąpił słusznie – skazał Jana Chrzciciela za mowę nienawiści. Herod i Herodiada się pokochali, a tu jakiś prorok wyzywa ich od najgorszych… Sam Jezus miałby dziś problemy i musiałby uznać, że nie dorósł jeszcze do prawdziwej miłości. Zdarzało się wszak Mistrzowi z Nazaretu, że piętnował faryzeuszy: „Biada wam, faryzeuszom…”. I już wtedy usłyszał: „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz” (Łk 11,45). Gdyby dziś nazwał feministki-aborcjonistki zaangażowane w sprawę Alicji Tysiąc hipokrytkami (a jest prawdopodobne, że tak by zrobił), to mógłby zostać skazany za „mowę nienawiści”. W sądzie Chrystus usłyszałby, że głoszenie Ewangelii to głoszenie miłości, czemu sprzeciwia się obrażanie faryzeuszy.
No cóż! Rozumienie miłości i nienawiści jest dzisiaj dość różne. Holenderska partia, która postulowała obniżenie wieku legalnego współżycia seksualnego do lat 12, a następnie zniesienie wszelkich barier dotyczących seksu z nieletnimi, nazywa się „Partia na rzecz Miłości Bliźniego”. Holenderski sąd, kierując się zapewne miłością, nie zdelegalizował tej formacji. Problem w tym, że Jezus Chrystus miał inne pojęcie miłości niż to prezentowane przez niektóre sądy. Co powiedziałby Jezus Alicji Tysiąc? Być może powiedziałby jej to samo, co powiedział innej kobiecie, która pogubiła się w życiu: „Ja ciebie nie potępiam. Idź a od tej chwili już nie grzesz” (J 8,11). Okazałby współczucie i miłość, które jednak nie wykluczają nazwania grzechu grzechem i wezwania do nawrócenia. Sądzę, że ostre słowa zachowałby dla sprytnych feministek-aborcjonistek, które szukały sposobności, aby obrońców nienarodzonych postawić przed sądem.
Zastanawiam się, co by było, gdyby ks. Garncarczyk i archidiecezja katowicka nie odwołali się od wyroku, ale zarazem oświadczyli, że tegoż wyroku nie wykonają, gdyż odbierają go jako prześladowanie katolików. Czy wówczas ks. Garncarczyk poszedłby do więzienia, redakcja „Gościa Niedzielnego” zostałaby zamknięta na cztery spusty, a archidiecezja obłożona wielkimi karami pieniężnymi? Czyżby orwellowskie „Ministerstwo Miłości” nadchodziło szybciej, niż nam się wydaje?
Oceń