Nie ma ucieczki od religii

Nie ma ucieczki od religii

Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

Jerzy Sosnowski, Instalacja Idziego, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009

Najnowsza powieść Jerzego Sosnowskiego należy do gatunku tych, które choć niezbyt rewolucyjne w planie artystycznym (Instalacja Idziego jest od tej strony zaledwie poprawna), są znaczące ze względu na warstwę dyskursywną. Ta zaś jest w nowej prozie autora Wielościanu niezwykle interesująca. Nie dlatego, że Sosnowski najważniejszym rejestrem swojej książki uczynił kwestie światopoglądu katolickiego, ale dlatego, że bodaj jako pierwszy spojrzał na sprawę w sposób bardziej złożony. Dotychczas zazwyczaj było tak, że pisarze niezbyt często odnosili się do tych kwestii (co w naszym arcykatolickim kraju jest dość zaskakujące), a jeśli to robili, to otrzymywaliśmy albo schematyczne teksty publicystyczne (Ojciec odchodzi Piotra Czerskiego, Raz. Dwa. Trzy Huberta Klimki-Dobrzanieckiego), albo narracje wręcz tendencyjne (Katoniela Ewy Madeyskiej). Proza ta koncentrowała się zwykle na uproszczonej krytyce instytucjonalnego wymiaru katolicyzmu, wskazywaniu na swego rodzaju bałwochwalczy rytualizm i hipokryzję jego wyznawców oraz pokazywaniu katolicyzmu jako systemu opresywnego, tłamszącego nie tylko wszelkie przejawy indywidualizmu, ale też najmniejsze próby podejmowania krytycznej refleksji nad wiarą. Dużo w tym pewnie prawdy, jednak diagnozy tak formułowane raziły swoją jednostronnością oraz awersją do myślenia nieco bardziej subtelnego, które mogłoby zaowocować przemyśleniami wykraczającymi horyzontem poznawczym poza ramy publicystyki.

2.
Jerzemu Sosnowskiemu udało się uniknąć owego męczącego schematyzmu – bohaterowie jego prozy są nosicielami różnych ideologii: od katolickiego fundamentalizmu po zwalczające go ruchy feministyczne. Pomiędzy tymi ekstremami znajdziemy zaś całą gamę pośrednich postaw oraz wycieniowanych sposobów rozumienia wiary i religii. Pisarz nie powiela więc obwiązujących stereotypów, nie podżyrowuje swoją prozą odwiecznych podziałów na „wierzących” i „ateistów”, „katolików otwartych” i „moherowy ciemnogród”, „intelektualną lewicę” i „zacofaną prawicę”. Tego typu dychotomiczne segregacje go nie interesują. O ile do niedawna świat przedstawiany w podobnych powieściach zaludniany był niemal wyłącznie przez heteroseksualnych mężczyzn, o tyle w powieści Sosnowskiego jest miejsce i dla wyzwolonych lesbijek, i dla mocno wątpiącego kapłana, i dla nieagresywnej obojętności wobec Kościoła. Najważniejsze jednak jest to, że autor, wpisując się w trwającą wokół dyskusję na temat stopnia sekularyzacji współczesnego świata, stawia tezę dość radykalną: religia jest niezbywalnym atrybutem ludzkiej egzystencji i nie ma możliwości, by się od niej oderwać. Wszyscy bohaterowie Instalacji Idziego mają jakąś sprawę z religią, wiarą i – co nie bez znaczenia – Kościołem instytucjonalnym. W tym sensie najnowsza proza autora bliska jest ostatniej, kapitalnej, książce Agaty Bielik-Robson („Na pustyni”. Kryptoteologie późnej nowoczesności), w której autorka powiada wprost: od religii uciec nie sposób. Nie przypominam sobie pisarza, który w ostatnich latach wyartykułowałby podobny sąd mocniej niż Jerzy Sosnowski w swojej nowej prozie.

3.
Ekspozycji tej tezy posłużyły perypetie – zupełnie niesamowite – głównego bohatera. Waldek Wilkowski to 42-letni dziennikarz działu kultury, pracujący w jednej z prywatnych warszawskich stacji radiowych. Prowadzi względnie uporządkowany żywot, niczego mu nie brakuje. Niczego – poza spokojem sumienia. Waldek bowiem – kiedyś ministrant, a później nawet niedoszły ksiądz (odszedł z seminarium duchownego) – ma już czwartą żonę, z którą, rzecz oczywista, nie brał ślubu kościelnego. Fakt ten rodzi w życiu Waldka kilka fundamentalnych problemów, z których najpoważniejszy to abstynencja seksualna, zafundowana mu przez żonę w chwili przypływu religijnego rygoryzmu. „Kościół jest miłosierny – mówi Waldkowi Teresa – żąda od nas niewiele, tylko tego, żebyśmy ze sobą nie współżyli”. Dla Waldka miłosierdzie Kościoła znaczy chyba jednak mniej niż sypianie z ponętną żoną, którą – było nie było – kocha. Dość jednak żartów, wszak kwestia staje się źródłem poważnego kryzysu małżeńskiego: „Kochamy się, ale z punktu widzenia reguł, ważnych dla nas obojga, nie mamy do siebie prawa”. Żona Wilkowskiego tęskni więc do dzieciństwa, kiedy nie musiała mierzyć się z tego typu wątpliwościami, do czasu, gdy „świat był prostszy i dobry”, religia dawała ukojenie, a nie była źródłem cierpienia.

Wokół Wilkowskich orbituje wiele postaci, reprezentujących najróżniejsze przekonania w sprawach katolicyzmu. Jacek Czepiec, uniwersytecki filozof i szwagier Wilkowskiego, jest doskonałym produktem kościelnej indoktrynacji – za dobrą monetę przyjmuje wszystko, co matka Kościół nakazuje. Jest to dla niego tym łatwiejsze, że ma tylko jedną żonę. Z kolei Szymon Płoszyk to najczystszej wody fundamentalista, przy którym środowisko „Frondy” mogłoby uchodzić za ultraliberalne. Świat jest dla Płoszyka siedliskiem zła, pornografii, permisywizmu oraz przestrzenią dominacji „sił demoliberalnych”, z którymi należy walczyć bez żadnych sentymentów. Kościół natomiast daje Płoszykowi bezgraniczne bezpieczeństwo. Jest jeszcze homoseksualna para feministek – Alina Baks i Katarzyna Wieluńska – dla których chrześcijaństwo jest jedną z wielu narracji, może bardziej tylko od innych opresywną, promującą nietolerancję, ksenofobię, nacjonalizm i fanatyzm. Rzecz jasna, nie wymieniam wszystkich postaci – w powieści Sosnowskiego jest ich znacznie więcej, a łączy je przynależność do klasy średniej i nieobojętny stosunek do religii. Dla jednych jest ona ukojeniem, dla innych sferą dominacji patriarchatu i przestrzenią władzy, dla jeszcze innych – źródłem bolesnych wątpliwości, niepokojów i trawiących sumienie dylematów. Bohaterowie prozy Sosnowskiego to nie są – jak w przypadku chociażby Farciarza Andrzeja Horubały – faceci, których „siurek ani razu nie był uciskany przez kondom” i na tym fakcie udawało im się zbudować niezachwiany spokój sumienia. W Idzim… gra idzie o dalece poważniejszą stawkę.

4.
Używam mocnych słów? Dylematy, wątpliwości, kryzys, cierpienie? Czyżby? Tak właśnie, to nie przesada – bohaterowie Sosnowskiego traktują wiarę ze śmiertelną powagą. W czasach, gdy coraz więcej chrześcijan odpuszcza sobie te kwestie, Sosnowski opisuje ludzi, dla których życie w sprzeczności z „ważnymi regułami” religijnymi jest sprawą wagi absolutnej.

Jeśli przeczytać najnowszą książkę Jerzego Sosnowskiego jako prozatorską emanację stanu świadomości katolików klasy średniej, należałoby powiedzieć tak: pakt o nieagresji między nowoczesną klasą średnią a poważnie traktowaną wiarą w Chrystusa ciągle jest nieosiągalny. Krótko mówiąc, Kościół wciąż nie ma pomysłu na nowoczesną wersję religijności. Czy w Kościele jest miejsce dla ludzi zakorzenionych w późnej nowoczesności (ze wszystkimi tego konsekwencjami), świetnie poruszających się w spluralizowanej i technokratycznej rzeczywistości, którzy jednocześnie nie chcą zrywać więzi z tradycją? Gdzie jest miejsce dla pytających o współczesny kształt wiary, istotę chrześcijaństwa, granice katolicyzmu? Gdzie wreszcie w Kościele jest przestrzeń dla Waldków Wilkowskich, którzy czują się katolikami, a jednocześnie zdają sobie sprawę, że ich życie (na skutek różnych okoliczności) nie do końca zbieżne jest z doktryną?

Przyznać wszelako trzeba, że źródłem wielu wewnętrznych napięć bohaterów są w Instalacji Idziego kwestie związane z szóstym przykazaniem. Tutaj powieść Sosnowskiego wydaje się doskonałym odwzorowaniem nastrojów panujących w polskim Kościele instytucjonalnym. Jeśli jednak dla jednych (Kościół hierarchiczny) sprawy rozwodów, małżeństw niesakramentalnych, antykoncepcji czy etyki seksualnej w ogóle stanowią często poręczne narzędzie w batalii o hegemonię w dyskursywnym polu późnej nowoczesności, dla innych oznaczają one poważne dylematy, których wewnętrzne uzgodnienie jest gwarantem spokoju sumienia i trwałej więzi z Kościołem. I na to zwraca uwagę Sosnowski, przypominając, że za rozbuchaną publiczną debatą o etyce seksualnej (względnie bioetyce) stoją konkretni ludzie z dramatami, których rozwiązania próżno szukać w homiliach czy oficjalnych listach pasterskich do wiernych. Bohaterowie Instalacji Idziego ze swoimi ciemnymi myślami zmagają się w samotności.

5.
Problem jest tym większy, że Jerzy Sosnowski nie daje jednoznacznej odpowiedzi na powyższe pytania. Zamiast prostego responsu instaluje (nomen omen) w swojej powieści bohatera doprawdy przedziwnego, bohatera, który na tle pozostałych postaci jawi się jako zjawa z innego świata. To Idzi – chłopak całkowicie oddany Chrystusowi, łagodny (ale kiedy trzeba stanowczy), prorok, uzdrowiciel, święty. Idzi najwięcej bodaj wspólnego ma z postacią jurodiwego – „Bożego szaleńca”, „głupca Bożego”, „szaleńca Chrystusowego”, którego znamy z wielkich powieści Fiodora Dostojewskiego. Tytułowy bohater nowej prozy Sosnowskiego, rozpatrywany w kategoriach ludzi późnej nowoczesności, jest postacią absolutnie niezrozumiałą i kompletnie przegraną. Kontrapunktując Idziego z pozostałymi bohaterami powieści, autor nakreśla pośrednio dwie zasadnicze postawy, do których prowadzić może religia, organizując ludzką egzystencję. Jedna z nich to „szaleństwo Boże”, które za cenę braku wątpliwości sytuuje nas na marginesie społeczeństwa, druga – to późnonowoczesne zmaganie się z cierpieniem i niepewnością, których przyczyną są immanentne (źródłowe) aporie chrześcijaństwa. Innymi słowy – pewność wiary jest szaleństwem, niepewność – wciąż powracającym bólem. Obydwie drogi stawiają chrześcijan na pozycji ludzi przegranych. Co ostatecznie nie jest wiadomością złą, bo – jak powiada Sergio Quinzio – „pokonani są po stronie Boga. Bóg staje po stronie przegranej”.

Nie ma ucieczki od religii
Artur Madaliński

krytyk literacki, związany z Uniwersytetem Śląskim, publicysta....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze