Pierwszy List do Koryntian
Dz 13,14.43-52 / Ps 100 / Ap 7,9.14b-17 / J 10,27-30
Wizjom św. Jana nie da się z pewnością odmówić pewnego rodzaju rozmachu. Zarysowane przez niego obrazy przekraczają wszystko, co człowiek byłby w stanie wymyślić. Są wielkie i dojmujące. Z drugiej jednak strony Kościół ma z nimi pewien kłopot: w opinii części wiernych apokaliptyczne wizje może i przeszywają dreszczem, ale niespecjalnie zachęcają do uczestnictwa.
Zakłopotaniu wyrosłemu z tego ustalenia postanowili wyjść naprzeciw teologowie, którzy chcąc zaoszczędzić ludziom smutnego losu cherubinów i serafinów, zaczęli tworzyć bardziej humanitarne wizje nieba. Intensywność prezentowanych obrazów wskazywała, że także im przyszłość (ba, co gorsza – wieczność) polegająca na wpatrywaniu się w twarz Boga i szeptaniu „Święty”, nie wydaje się wystarczająco atrakcyjna i że wymaga podkolorowania.
Chciałbym uspokoić czytelnika – jeśli piszę o tym kpiąco, to nie dlatego, żeby ostatecznie, z tryumfem i satysfakcją właściwą żyjącemu w celibacie mizantropowi, rzec: NIC Z TEGO – żadnych ukochanych, żadnych dzieci, żadnych zwierzątek, na Końcu będzie Bóg i tylko On, i im prędzej to zaakceptujecie, tym lepiej dla was. Przeciwnie – jeśli mam dystans do różnych nowoczesnych prób czynienia nieba bardziej ludzkim, to wynika on z przekonania, że biblijna wizja jest w stanie obronić się sama i że jest bardziej porywająca, niż moglibyśmy przypuszczać.
Czy wspomnianego wpatrywania się w twarz i nieustannego powtarzania imienia przypadkiem skądś nie znamy? Czyż nie tak właśnie zachowują się zakochani?
Wszystko, co znajdujemy na ziemi, jest skończone i tylko od biedy nadaje się na podstawę analogii dotyczącej wieczności. Tym niemniej jedną z rzeczywistości, które są w stanie JAKKOLWIEK przybliżyć to, co będzie na Końcu, jest w moim przekonaniu fenomen zakochania, i to takiego najzupełniej pierwszego: z maślanymi oczami i nieustannym szeptaniem imienia osoby ukochanej. To właśnie mówi nam o tym, jak będzie. A raczej – jak NIE będzie, bo będzie jeszcze BARDZIEJ: w jeszcze większym wpatrzeniu i w jeszcze większym zatraceniu.
Oceń