List do Rzymian
Do Pelplina jechałem na zaproszenie rektora seminarium duchownego ks. Antoniego Bączkowskiego, aby już od środy popielcowej poprowadzić rekolekcje dla kleryków w seminarium. O tym, jak piękny jest Pelplin, słyszałem przed laty od księdza profesora Janusza Pasierba. Dojazd tam kiepski. Ksiądz rektor wyjechał po mnie samochodem do Tczewa. Chociaż przymulony drogą, w rekolekcje wszedłem z radością. To wielkie szczęście dzielić się swoim szczęściem – kapłaństwem, wiarą, Lednicą. Ale zawsze targa mną niepokój, czy nawiążę kontakt, czy zostanę przyjęty, czy mnie zaakceptują.
Najważniejsze, że mogłem być sobą i mówić o Chrystusie, bez którego ja sam nie jestem zrozumiały ani czytelny. Jedna część rekolekcji odbywała się w kaplicy seminaryjnej, a druga w refektarzu podczas posiłków czy przy wspólnej kawie. Klerycy skupieni słuchali i reagowali żywo, więc dość szybko poczułem wiatr w żaglach.
W przepięknej i przeraźliwie zimnej katedrze miałem wielkopostną konferencję dla księży i korzystając z okazji, nie omieszkałem zaprosić w pierwszą sobotę czerwca nad Lednicę na Ogólnopolskie Spotkanie Młodych. Potem księża pokazali mi swój skarb, katedrę, z bliska i detalicznie. Obchodząc nawy boczne, zdumiewałem się rzeźbami na drzwiczkach konfesjonałów: a to serce na kowadle z wiszącym nad nim młotkiem, a to żarna mielące ludzkie serca, a to zwyczajna miotła zamiatająca zawartość ludzkich serc. Zawsze jednak chodziło o serce. Bo cała tamtejsza katedra uczyniona jest z sercem. Cała. Sklepienia i ściany oraz to co na ścianach lub przy ścianach. Zazdrościłem Pelplinowi tak pięknej katedry, myśląc o tym, że samo w niej przebywanie czyni człowieka bardziej człowiekiem, czyli kimś bardziej delikatnym i wrażliwym. I znowu utwierdziłem się w powołaniu zakonnym, boć to katedra pocysterska, to znaczy zakonna, chociaż dzisiaj na użytek diecezji.
W czasie posiłków opowiadałem o Lednicy i Jamnej oraz odpowiadałem na pytania księży profesorów i moderatorów o swojej pracy z młodzieżą. Wspominaliśmy piękne karty z historii diecezji chełmińskiej, martyrologię II wojny światowej, wspaniałych biskupów i kapłanów. Kiedy doszliśmy do tematu tegorocznej Lednicy: kobieta – dar i tajemnica, ksiądz profesor Buxakowski podniósł wzrok znad talerza i powiedział: – Czy ojciec wie, że w naszej katedrze pelplińskiej wisi w krużgankach obraz ilustrujący zaślubiny Chrystusa z Ecclesią? Niech ojciec tam podejdzie i dobrze się przypatrzy. To wspaniała wizja, malarz musiał mieć dobrego teologa jako doradcę. Od tamtej chwili cały mój pobyt w Pelplinie upłynął na kontemplacji tego obrazu. Nie chodzi nawet o ilość czasu poświęconego na oglądanie, ale o myśli, które zaczęły odtąd zaprzątać moją głowę.
Obraz przedstawia zaślubiny Chrystusa z Ecclesią, czyli Kościołem. Chrystus podaje prawą rękę młodej kobiecie Ecclesii, nad głową której widać Ducha Świętego pod postacią gołębicy. Orszak Chrystusa oblubieńca tworzą aniołowie z narzędziami tortur, a za nimi męczennicy, natomiast tuż za Ecclesią stoi niewiasta obleczona w słońce z księgą i pieczęcią. Może to jest Mądrość Boża, tak twierdzą jedni, inni, że teologia z księgą i pieczęcią, jeszcze inni, że sama Matka Boża. Tuż za nią orszak dziewic. U dołu natomiast święte i święci Pańscy – Barbara, Katarzyna czy święty Bernard. Ta intrygująca kobieta za Ecclesią niesie księgę z pieczęcią. Więc może jest to upostaciowana miłość z Pieśni nad pieśniami, która ma być przyłożona do piersi jak pieczęć? Medytacja nad tym obrazem w kontekście tegorocznej Lednicy zaprzątnęła moją głowę trwale. Toteż cieszyłem się, gdy na pożegnanie dostałem piękną reprodukcję obrazu z krużganków razem z kwiatami.
Jeszcze przed wyjazdem jeden z kleryków podrzucił mi list ręcznie pisany, czytelnie, ale z błędami ortograficznymi, niezwykle pięknie podsumowujący nasze rekolekcje z odważnym pytaniem: „Chciałbym Ojca zapytać, czy Ojciec ładuje się i nakręca jak perpetuum mobile, czy też ma swój czas, miejsce, czy modlitwę, dzięki którym zapał powraca, jak to jest? Nie wiem, czy Ojciec mi odpisze, ale mam nadzieję, że mój list jest dość dobrym prowokatorem, aby to uczynić. Mam nadzieję, że chociaż w czasie tę odpowiedź uzyskam”.
Zanim wyjechałem z Pelplina, jeszcze jedna żądza mnie dopadła i obezwładniła. Dumni i godni kanonicy pelplińscy pokazali mi oryginał Biblii Gutenberga i opowiedzieli o najwyższej jakości reprintach istniejących w śladowych ilościach w skarbcu diecezji. Zapałałem żądzą. Lednica. Tam powinien się znaleźć taki reprint, bo jeśli nie tam, to gdzie? Nie mam odpowiedniej sumy, żeby go kupić. Ale samo pragnienie nie wystarczy. Trzeba jeszcze pozytywnej decyzji… przekazania.
Na odjezdnym powiedziałem klerykom, że pragnę podarować tegorocznym neoprezbiterom ornaty, czerwone z krzyżem lednickim, bo mamy rok kapłański. Zaraz do mnie przyszli, że chociaż nad Lednicę nie przyjadą, bo w tym czasie będą ich prymicje, to ornaty lednickie chcieliby dostać. Zobaczyłem w ich oczach takie samo wielkie pragnienie tych ornatów, jakie oni mogli dostrzec w moich, by posiadać Biblię Gutenberga. Rozstaliśmy się, obiecując sobie modlitwę o zaspokojenie naszych, jakże szlachetnych pragnień i pożądań. Niech ja dostanę Biblię Gutenberga, oni zaś lednickie ornaty.
Jeśli chodzi o pytanie kleryka, jak i gdzie ja się ładuję, to muszę wyznać publicznie, że dzieje się to nad Jeziorem Lednickim, w osobistym kontakcie z Tym, który nas pierwszy umiłował. Powołał ku sobie, prowadzi przez życie, gwarantując jego sensowność i nieprzemijający entuzjazm. Nie wyobrażam sobie głoszenia i dawania Słowa bez równoczesnego czy równoległego zasysania tej źródłowej mocy, która pozwala stanąć przed ludźmi i głosić Słowo Żywota Wiecznego. Ja sam żyję na Jego słowo, na Jego słowo zapuszczam sieci. Chociaż często po całej nocy wracam z połowu z pustymi rękami, to przecież, zarzucając sieci powtórnie, wyłącznie na Jego słowo, zdarza mi się, że wracając z połowu, wołam innych, aby pomogli mi je wyciągnąć. Jeśli się doświadcza takich połowów, to żyje się już tylko zdumieniem.
Oceń