Ewangelia według św. Łukasza
Pewien tygodnik zgrzeszył, używając mowy nienawiści. Powinien przecież – jak stwierdził sąd – używać mowy miłości. Bo jest pismem chrześcijańskim. A chrześcijaństwo – to miłość. Tak oto semantyczne koło się zamyka.
Prostota tego rozumowania powala z nóg i każe przemyśleć na nowo wszystko to, co powiedzieli i napisali przez minione dwa tysiące lat wielcy filozofowie. Każe raz jeszcze zanurzyć się w morze drobnej czcionki Starego i Nowego Testamentu, na nowo odczytać słowa św. Pawła, św. Tomasza z Akwinu czy Jana Pawła II. Jakiego języka używali apostołowie, a jakiego doktorzy Kościoła? Czy do wymogów współczesności pasowałby język średniowiecznych i nowożytnych papieży? Czy nie warto przekartkować także najnowszej wersji Katechizmu?
Wszystkie te pytania otwierają zupełnie nowe pola badań, obszary wątpliwości i kontrowersji. Nie wiadomo, dokąd nas zaprowadzą i jak bardzo zmienią nasz światopogląd. Czy nie nadwerężą naszej wiary?
I pomyśleć, że zawdzięczamy ten nowy rozdział w historii teologii dwóm paniom w sędziowskich togach, które wcieliły się w rolę interpretatorek nauczania Kościoła rzymskokatolickiego.
Żyjemy w państwie laickim, trudno zatem oczekiwać od przedstawicieli wymiaru sprawiedliwości, by swe werdykty opierali na wskazaniach Pisma Świętego, a w orzeczenia wplatali cytaty z encyklik Benedykta XVI. Można jednak oczekiwać od sędziów, by sami nie pisali pseudohomilii i nie pouczali dziennikarzy z „chrześcijańskich” mediów, jak powinien wyglądać „chrześcijański” artykuł.
Niestety, ta epidemia rozprzestrzenia się szybciej niż niegdyś wiara w zmartwychwstanie Chrystusa. Nalepka z napisem „Mowa nienawiści” jest łatwa w użyciu, trudno zdzieralna, a jakże skuteczna w piętnowaniu religijnego zaścianka.
To zabieg dziecinnie prosty. Nie trzeba nawet sięgać do Karola Wojtyły czy Matki Teresy, potępiających aborcję. Wystarczy rzucić okiem na kilka przykazań.
Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
Nienawiść do wyznawców innych religii wylewa się tutaj z wszystkich liter.
Czcij ojca swego i matkę swoją.
Nienawiść do par homoseksualnych. Czy ktoś może mieć jakiekolwiek wątpliwości?
Nie cudzołóż.
Nienawiść do młodych ludzi, którzy ulegli namiętnościom.
* * *
Oto przemiła i bardzo znana dziennikarka, prowadząca poranny program w prywatnej stacji telewizyjnej, poświęca kilka minut na sprawę antyaborcyjnego plakatu, który zawisł w Poznaniu. Plakat ów wywołuje burzę, gdyż jest na nim i Hitler, i zmasakrowane zwłoki nienarodzonego dziecka. Zestaw absolutnie niedopuszczalny – sugeruje dziennikarka i przystępuje do ataku na zaproszonego gościa, który ma plakatu bronić.
Prowadząca przyjmuje pozę poirytowanej nauczycielki, która za chwilę odpyta ucznia z przerobionego materiału i wpisze mu do dzienniczka, ani chybi, jedynkę. Słyszymy potok zarzutów: „Jaki jest sens tego billboardu?”. „To, co państwo napisali, jest niezgodne z prawdą”. „A czy Pan ma dzieci? Uważa Pan, że to dobrze, że dzieci oglądają zmasakrowane ludzkie płody?” (notabene: ta sama stacja telewizyjna właśnie zaczyna emisję ociekającego erotyką serialu i reklamuje go na równie dużych billboardach, w równie publicznych miejscach).
Dziennikarka jest zatroskana, poruszona. Chyba jednak zachowuje zimną krew, skoro sięga do kieszonki, wyciąga z niej naklejkę z napisem „Mowa nienawiści” i z impetem przylepia ją swojemu interlokutorowi do czoła: „Hasło na plakacie nawołuje do nienawiści” – oznajmia. Na twarzy gościa maluje się coraz większe zdziwienie.
„Do jakiej nienawiści? Nie rozumiem… Kto kogo ma tutaj nienawidzić?”.
Bój przegrany. Nie da się już nic zrobić. Popatrzcie: oto zionący jadem fundamentalista, szerzący nienawiść katolicki ciemnogrodzianin.
Nie wierzę, by ludzie mediów byli na tyle głupi/na tyle zaślepieni (niepotrzebne skreślić), by bez wstydu wyczyniać takie rzeczy przed kamerą. Są raczej cynikami, szukającymi łatwych ofiar. Wywołują niezdrowe emocje, szczując widzów przeciwko człowiekowi, którego przed chwilą zaprosili do studia.
„Kto kogo ma tutaj nienawidzić?” – pytał zaskoczony gość, a ja mu odpowiadam: ludzie mają nienawidzić ciebie, mój drogi, watykański talibie. Taki był sens tego programu i taki jest sens nieustannego oskarżania katolików o używanie „mowy nienawiści”. Nauki starych bolszewików nie poszły w las. Jesteś złodziejem? Krzycz ile sił w płucach: „Złodzieje!”.
A jednak: „(…) gdy was poprowadzą, żeby was wydać, nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty. Brat wyda brata na śmierć i ojciec swoje dziecko; powstaną dzieci przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. I będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu mojego imienia. Lecz kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony”.
Oceń