Doświadczenie straty i braku jest wspólne rodzajowi ludzkiemu. Być może nawet podobnie na nie reagujemy. Żałobą. A jednak nie każdy żal spotyka się z jednakowym społecznym zrozumieniem i przyzwoleniem. Są też żałoby, do których prawa odmawiają sobie sami nimi dotknięci. Tyle że, nie godząc się ze stratą lub odmawiając jej prawa do istnienia, mogą do końca życia nosić w sobie bolesną bliznę.
Dla kogoś, kto stracił kontrolę nad piciem alkoholu, konieczność rozstania się z nim jest bolesna, niekiedy niewyobrażalna, czasem niemożliwa. Jeśli alkohol był nieodłącznym towarzyszem każdej mojej relacji, każdej trudnej i przyjemnej chwili, a był, ponieważ nie tylko ułatwiał, a wręcz umożliwiał radzenie sobie w tych sytuacjach, nie znałam tak naprawdę innych, normalnych sposobów funkcjonowania. Działał zawsze lub prawie zawsze (często niedoskonale, ale umówmy się, nie ma lekarstw bez skutków ubocznych), po co więc miałam szukać alternatywnych, to znaczy zdrowych rozwiązań? Korzystałam z tej pomocy regularnie, bo uważałam, że moje życie nie należy do łatwych. Zapewne również dlatego, że nie godziłam się na to, co mnie spotkało i spotyka, że zawsze chciałam czegoś więcej, ale nie miałam pomysłu, jak to osiągnąć. Sądziłam, że cierpię bardziej niż inni, próbowałam wyplątać się z nitek złego losu. Owszem, niektórzy też miewali ciężko, nie wszyscy jednak skorzystali z rozwiązania, które, być może mało świadomie, wybrałam ja.
Długo kolekcjonowałam wstydliwe i dramatyczne doświadczenia związane z piciem, zanim dopuściłam myśl, że coś jest nie tak, że mogę mieć problem z alkoholem. Mogę. Kiedyś. Bo mam ojca alkoholika, więc genetycznie jestem podatna. Nie miałam pojęcia, że już przekroczyłam tę granicę. Że nie ma mowy o potencjalności.
Alkohol oszukuje. Myślisz, że jest fajnie, a dawno nie jest. Myślisz, że jesteś czarująca, uwodzicielska, a jesteś natrętna, męcząca i żałosna. Myślisz, że masz wszystko pod kontrolą i panujesz nad sytuacją, ale nad niczym nie panujesz i niczego nie kontrolujesz. Myślisz, że nic takiego się nie stało, bez przesady, można ewentualnie przeprosić, naprawić. Inni widzą to jednak inaczej. Przeprosiny już nie działają. Pewnych rzeczy naprawić się nie da.
Po drodze w dół zdarza się wiele przystanków na otrzeźwienie. To zawsze są bolesne momenty, ale tylko takie są w stanie zmusić do zmiany. Niektórzy się zatrzymują tak jak ja. W takiej chwili słyszysz, że alkohol jest problemem i że trzeba z niego zrezygnować. Przyznanie się – nawet przed samym sobą – że rozstanie z alkoholem będzie poświęceniem, nie jest wcale łatwe. Bo to by znaczyło, że jednak był ważny… Albo, co gorsza, że to on rządził. To upokarzające, dać się tak prowadzić na smyczy, być takim bezwolnym. Dajesz się przekonać, żeby z nim skończyć. A jednocześnie już bardzo tęsknisz, bo nie wyobrażasz sobie, jak teraz będzie wyglądało twoje życie.
<
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń