Nadzieja jest w tym, że uda mi się iść sensowną drogą. Czyli taką, na której będę umiał odróżniać dobro od zła i robić coś na rzecz dobra.
Rozmawiają psychoterapeuta prof. Bogdan de Barbaro i Roman Bielecki OP
Rozmawiamy po nieudanych meczach reprezentacji Polski w piłce nożnej z Wyspami Owczymi i Albanią. Czy pan profesor jako znany kibic mógłby się zabawić w publicystę sportowego i odpowiedzieć na pytanie: Czy awansujemy na Euro 2024?
Jeżeli mamy rozmawiać o nadziei, to wypada, żebym powiedział „tak”, prawda?
W zależności od odpowiedzi zapytam, czy nadzieja umiera ostatnia, czy jest może matką głupich…
Jeśli chodzi o ten ostatni mecz, to czuję rozgoryczenie, a ono może osłabiać nadzieję. Ciekawe, że jednocześnie tego samego dnia były transmitowane dwa mecze naszych reprezentacji – siatkówki i piłki nożnej. I w miarę upływu kolejnych minut coraz częściej przerzucałem się na mecz siatkarzy (wygrane przez Polskę mistrzostwa Europy – przyp. red.). Dlatego, jeśli chodzi o nadzieję, to możliwe, że instynktownie kierujemy uwagę tam, gdzie jest jej więcej.
Szukamy pocieszenia, żeby się położyć spać w lepszym nastroju?
Być może, podobnie jak ze szczęściem. To znaczy, że zarówno nadzieję, jak i szczęście można traktować jako pewnego rodzaju postawę życiową zbudowaną na przesłankach etycznych i egzystencjalnych. Ale można je również rozumieć jako coś chwilowego, doraźnego, co ma wymiar emocjonalny.
I jedno, i drugie składałoby się na nadzieję?
Tak, takie jej dwie odmiany.
A czy można bez niej żyć?
Ci, którzy tego doświadczają, odbierają sobie życie albo szukają pomocy w używkach, bo ich codzienność jest tak nasycona cierpieniem, że nie są w stanie tego wytrzymać. Dlatego, kiedy się zastanawiam, jak zdefiniować nadzieję, to myślę, że jest to pewien sposób patrzenia w przyszłość, który zawiera w sobie nasze pragnienia, chwile szczęścia, radości i przyjemności. Taka barwa albo klimat życia w zależności od sytuacji. Sądzę, że ta kategoria znajduje się w pobliżu wymiaru optymizm – pesymizm. A więc to, ile jest w nas nadziei, będzie zależało od tego, przez jaką osobistą narrację postrzegamy świat i siebie samych. Czy – niezależnie od stanu majątkowego, pozycji społecznej i wieku – jesteśmy w stanie dostrzegać zasoby naszych bliskich i własne oraz zalety i pozytywne możliwości tego, co się dzieje na świecie. Ktoś może być milionerem i mieć nadzieję na kolejne trzy miliony albo może popaść w beznadzieję, bo właśnie spadły jego akcje na giełdzie. A ktoś inny może mieć nadzieję, że jutro uda mu się zjeść smaczną gorącą zupę.
Ale to chyba nie znaczy, że budujemy nadzieję na posiadaniu?
Zgoda. Chodzi mi raczej o to, że w pewnym momencie każdy, kto posiada, ma prawo mieć kryzys, bo się zorientuje, że nie w pieniądzach siła. I to może zrodzić u niego smutek i poczucie beznadziei. Ale równie dobrze może być impulsem, żeby inaczej spojrzeć na życie. Trzeba postawić pytanie o przedmiot nadziei – czy chodzi o to, żeby było przyjemnie, czy o coś ponadczasowego? Jeżeli o to drugie, wówczas nadzieja jest pewnym stanem, który należy wypracowywać wewnętrznie, by nie być zależnym od tego, co się wydarzy jutro. Zatem będzie to nadzieja płyną
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń