Najpiękniejsze w listopadowych spacerach jest to, że liście pod stopami tak szeleszczą. Lubię ten ich szelest. Lubię też, kiedy nikt nie patrzy, z rozmachem je kopnąć, żeby zobaczyć, jak się wzbijają w powietrze, by lecieć w nieznane.
Nie sposób w listopadzie nie myśleć o przemijaniu i śmierci. Nie tylko przez spadające liście, które przecież listopadowi dały jego nazwę. Dzień Wszystkich Świętych, Dzień Zaduszny – od nich się zaczyna listopad. Cmentarze, znicze, odwiedziny i wspominanie bliskich, których już pożegnaliśmy. Pytanie o nich – gdzie są? Pytanie o nas i nasz koniec, który przecież nadejdzie. Pytanie o wszystko, co będziemy musieli utracić, odchodząc, ale i pytanie o to, co robić do tego czasu, żeby nadać swemu życiu sens, póki jest czas. Pytanie wreszcie o nasze codzienne ćwiczenia z przemijania: gdy się kończą przyjaźnie, miłości, związki, małżeństwa, projekty. Gdy nas zwalniają z pracy i gdy sami odchodzimy, gdy wyrzucamy stare ubrania z szafy, pliki z komputera, papiery z szuflad. Warto się w listopadzie zatrzymać nad słowem „ostatni” – bo przecież o tym jest przemijanie: ostatni oddech, ostatnie spotkanie, ostatni pocałunek, uścisk dłoni, spacer, podróż, posiłek. Jest jakaś przejmująca mądrość w postawie, wedle której warto się cieszyć każdą chwilą tak, jakby była ostatnią – bo przecież nie ma gwarancji, że nie jest ostatnią.
Ostatni znaczy czasem ostateczny: nigd
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń