Nawet dziś, gdy słyszę w kościele, że tempo pieśni jest zbyt wolne czekam, aż ktoś krzyknie na całe gardło: „Stop! Obiadu nie jedliście? Te zawodzenia Boga obrażają. Jeszcze raz, pełną piersią!”.
To było w końcówce lat siedemdziesiątych XX wieku. Z tatą i młodszym bratem skończyliśmy właśnie kolejne przejście zimowe w Tatrach na nartach, z plecakami, od schroniska do schroniska. Czekał nas powrót do Poznania, gdy w południe, koło dworca PKS w Zakopanem, zobaczyłem dziwną grupkę turystów. Na jej czele szedł szczupły, przystojny, krótko obcięty brunet. Miał na sobie nowiutką niebieską kurtkę puchową, pod nią góralski sweter z owczej wełny, z butów na wibramie wypuścił grube wełniane skarpety, zaś czarne, obcisłe spodnie za kolana miały u dołu metalową sprzączkę. Wyglądał jak turysta ze zdjęcia w katalogu Alp Szwajcarskich. Za nim szedł chłopak z gitarą i grupa dziewczyn z plecakami.
Poznałem go od razu – ten na czele to był Jan Góra z duszpasterstwa szkół średnich od poznańskich dominikanów. Pół roku wcześniej spotkałem go podczas nocy skupienia w Lubiniu u benedyktyna ojca Karola Meissnera.
Miałem 15 lat i silne postanowienie, że gdy dorosnę, będę taki jak Góra. Kto wie, jak by to się skończyło, gdyby nie codzienna modlitwa mojej mamy. Odwrotnie niż wiele matek w tamtych czasach, modliła się, by żaden z jej synów nie został księdzem.
Siedemnastka
Tym, co nas, młodych, ciągnęło do Jana Góry, nie był jednak jego wygląd, co stało się jasne, gdy od dawna nie przypominał już szczypiorka, a tłumy przy nim były jeszcze większe.
Jego dziełem była tzw. siedemnastka, czyli niedzielna msza dla uczniów szkół średnich u dominikanów w Poznaniu – msza inna niż wszystkie. Góra, czuły na znaczenia, chciał, by podczas tej
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń