– Był wtedy bardzo młody, porywający i tak przejmująco mówił o wolności – wspomina Andreę Riccardiego starsza pani, rzymianka, z którą uciąłem sobie krótką pogawędkę wieczorową porą. Rozmawiałem z nią dwa lata temu na wyspie Lesbos. Kontekst nie jest tu bez znaczenia. Nie pojechałem na greckie wakacje, choć miejsce jest piękne. Można tam na przykład obejrzeć bardzo bogatą kolekcję współczesnego malarstwa: od Matisse’a po Miró. Oczy przecierałem: nie dwa obrazy, nie trzy – duży zbiór, jeden przy drugim, pościskane w małych pomieszczeniach. Ze zdziwieniem odkryłem też, że właśnie tam znajduje się jedna z moich ulubionych ilustracji Matisse’a: Ikar.
Z moją nową przyjaciółką ze wspólnoty Sant’Egidio z Rzymu każdego dnia jedziemy do obozu. Spotykamy uchodźców, gotujemy im jedzenie, bawimy się, rozmawiamy. Chcemy dać im odczuć, że nie są sami, że ktoś w Europie o nich pamięta.
Zaraz po przybyciu na Lesbos chyba większość z nich myślała, że będzie tam tylko przez chwilę. Czas się jednak niemiłosiernie wydłużał: miesiące, a nawet lata oczekiwań na łaskę i niełaskę Europejczyków. Obóz stoi i toczy się w nim codzienne, bardzo ubogie życie. Bez krewetek, które jadają turyści tuż za stalowym płotem. Bez wglądu do sztuki, która tuż obok opowiada o marzeniach i w
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń