Kiedy córka wybrała Walencję, zaczęliśmy wertować encyklopedie i przewodniki. I szybko się okazało, że to najlepsze na świecie miejsce do życia, jedno z najbardziej gościnnych i wygodnych dla tych, którzy przyjeżdżają tylko na jakiś czas. Dla turystów, studentów Erasmusa, poszukujących.
Istotnie, córka szybko znalazła mieszkanie, właścicielka okazała się osobą konkretną i uczciwą, a współlokatorki dziewczętami z podobnej gliny i z jednego powietrza. Zaprzyjaźniły się, chciało im się zwiedzać miasto, rozmawiać z ludźmi, uczyć hiszpańskiego, chodzić na zajęcia.
Sen? No właśnie nie. Czysta rzeczywistość. Nawet kolejne fale pandemii nie były w stanie zmarszczyć powierzchni jasnego lusterka, bo ich przebieg miał cechy racjonalności, wspólnotowości, wzajemnej odpowiedzialności. Wszyscy bez proszenia nosili maseczki, nikt nie protestował przeciw kolejnym zakazom i nakazom. Podobnie jak nikt nie kwestionował i nie kwestionuje na przykład komunikacyjnej zasady, że do autobusu wsiada się przednim wejściem, a wysiada tylnym.
Kiedy przyjechaliśmy z żoną w pierwsze odwiedziny, mieliśmy dwa dni. Akurat tyle, żeby pójść nad morze, zjeść paellę, wejść do katedry, pochodzić po uliczkach. Lecz dopiero nasza druga obecność, w chwili, kiedy piszę ten felieton, pokazała nam, że
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń