Ostatnio dopadło mnie wspomnienie z dzieciństwa. Mam w nim chyba pięć lat – na pewno jeszcze nie chodzę do zerówki – i oddaję się czynności wielce odpowiedzialnej. Mianowicie pucuję bysztek. W godce słowo „bysztek” oznacza komplet sztućców, a w praktycznym użyciu w moich rodzinnych stronach chodzi o komplet nie byle jaki, tylko niedzielno-świąteczno-gościnny. Taki, którego na co dzień się nie używało, by mógł za to w odpowiednich momentach lśnić właściwym blaskiem. Bysztek pełnił funkcję podwójną: ad intra i ad extra, przy czym samo podkreślenie świąteczności funkcjonowało w obu wymiarach. Ad extra, wobec gości, bysztek stanowił znak dobrostanu rodziny, a jego jakość wyrażała zamożność (często nawet bardziej krewnych niż użytkowników, bo najczęściej był jednym z prezentów ślubnych albo dóbr dziedziczonych). Ad intra bysztek potrafił nabywać funkcji wychowawczych. Dla mnie na przykład jego pucowanie było nagrodą. I o ile pamiętam, liczyć też się uczyłem na byszteku, bo po zmywaniu trzeba go było nie tylko wypolerować na błysk, ale i przeliczyć. Nauka ta miała pewne ograniczenia, bo rachowanie szło do dwunastu, ale lepszy rydz…
W owym wspomnieniu pucuję zatem bysztek zachwycony tym, jak odpowiedzialne zadanie powierzyła mi mama. Moje przejęcie – jak i samo zadanie – nie dotycz
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń