Wspominać Wielkanoc w czerwcu? – zdziwi się ktoś. Jednak, kiedy piszę te słowa, w moich uszach od kilku dni pobrzmiewa muzyka wielkanocnych dzwonów, na których wraz z grupą wiernych grałem w dzień Zmartwychwstania Pańskiego. W prawosławiu w tym roku był to drugi dzień maja. Rytm wydawniczy miesięcznikowych felietonów sprawia, że kiedy się ukazują, to zawsze, chcąc nie chcąc, są echem minionych wydarzeń i myśli. Tym razem jest to echo z Pronska w głębi rosyjskiej prowincji, gdzie znajduje się niewielki klasztor Przemienienia Pańskiego, dokąd na świętowanie Paschy zaprosił mnie jego ihumen, czyli przełożony, ojciec Luka – mój serdeczny druh, z którym znamy się (w tym roku przypada okrągła rocznica) od czterdziestu lat.
Nocny pociąg przywiózł mnie rankiem do Riazania. Właściwie powinienem napisać „nas”, bo – jak się okazało – szczęśliwym trafem, który chętnie nazwę Opatrznością, podróżowałem ze znajomą ojca Luki, którą poznałem kilka miesięcy temu przy okazji naszego petersburskiego spotkania po latach. Podczas skromnej kolacji w wagonie restauracyjnym (ją jeszcze obowiązywał post) mogliśmy serdecznie porozmawiać. – A co o ojca wyjeździe na prawosławną Wielkanoc myślą ojca parafianie? – zapytała w pewnym momencie. – Bardzo się cieszą – odpowiedziałem. – Prosili, żeby przekazać od nich życzenia i pozdrowienia, a dwoje z nich, zupełnie niezależnie od siebie, powiedziało mi: „Proszę powiedzieć ojcu Luce, że ju
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń