List do Rzymian
Hi 38,1.8–11 / Ps 107 / 2 Kor 5,14–17 / Mk 4,35–41
20 czerwca 2021 / XII niedziela zwykła
Jak powszechnie wiadomo, trening czyni mistrza. To stwierdzenie nie dotyczy oczywiście tylko sportu, ale całej naszej egzystencji. Na początku posłużę się jednak przykładem z dziedziny, która jest mi bliska, czyli kolarstwa. Wiele osób, zaczynając swoją przygodę z tym sportem, chcąc podejść poważnie do tematu, bardzo się przykłada do zimowego treningu, zdobywając formę na tzw. trenażerach. Gdy nadchodzi wiosna, przyjeżdżają na lokalne ustawki kolarzy. Mając w nogach tysiące kilometrów przejechanych w zaciszu swoich pokoi lub piwnic, chcą wszystkim pokazać, jaki zrobili progres, i pewni wygranej oraz sukcesu udowodnić, że poradzą sobie z każdym podjazdem. Potem przychodzi ogromne rozczarowanie, bo jednak czymś innym jest trening w domu, a czymś innym jazda w peletonie, wymagająca doświadczenia, znajomości znaków, które dają sobie kolarze (a my laicy tego nie dostrzegamy), i współpracy, aby nie stwarzać niebezpiecznych sytuacji. Tego nie można się nauczyć w teorii.
Przypomina to sytuację z dzisiejszej Ewangelii. Po przypowieściach Jezusa o tym, czym jest królestwo niebieskie (teoria), Mistrz zabiera swoich uczniów na ćwiczenia w terenie (praktyka). Drugi brzeg Jeziora Galilejskiego to świat pogański, apostołowie muszą się zderzyć z czymś, co jest im obce i wrogie. Można się tego przestraszyć, uciec i już nigdy więcej nie wyruszać na drugi brzeg. Można się też obrazić na świat i zamknąć w swoim pokoju, w przeświadczeniu o własnej wielkości. Ten brzeg to nie tylko granica geograficzna, to również granica, która jest w moim sercu – między pewnością a wątpliwościami, między zaufaniem a zdradą, między odwagą a zwątpieniem.
W takich momentach ważne jest dobre postawienie pytań. Nie tylko tych z wyrzutem i pretensją, ale tych fundamentalnych: „Kim On jest?”. Tylko wchodząc w żywą i prawdziwą relację z Bożym Synem, mogę znaleźć odpowiedź na to pytanie, tylko wtedy żadna granica, żadna bariera nie będą mi straszne i tylko wtedy przejdę od teorii do praktyki. Bo wiara, podobnie jak miłość, to nie słowa i deklaracje, ale codzienne, czasami żmudne działanie. Zderzanie się z własną słabością i upadkami. Nieustanne wyruszanie na drugi brzeg. Bo trening czyni mistrza.
Oceń