Nigdy nie powiedziałabym, że sobie radzę. Że radzę sobie z cierpieniem. Nie. Nie radzę sobie. Bywam bezmyślna i okrutna, zanim zauważę, co się właściwie stało, zanim zobaczę w sobie to wielkie napięcie i zrozumiem, skąd przyszło. Za późno.
Na pytanie, czym się zajmuję zawodowo, odpowiadam, że jestem domową mamą. Ostatnio coraz bardziej domową. Trochę pielęgniarką, trochę lekarzem, trochę sprzątaczką, trochę menedżerem, a nierzadko też stróżem nocnym. Bo jestem mamą chorego dziecka.
Hania ma dziesięć lat, bardzo cienkie rączki i nóżki, których ruchu nie rozumie, głowę, o której bezpieczeństwo się martwię, bo nie potrafi sama jej utrzymać, i generalnie mnóstwo dziewczęcego wdzięku. Lubimy mówić, że to soczewka urody w naszej rodzinie. Naprawdę tak ją widzimy. Choruje na neurologiczną chorobę degeneracyjną, czyli coś, co z definicji, dzień po dniu, zabiera jej to wielkie dobro, jakim jest jej życie. Czasem dzieje się to po cichu, kiedy jest z tymi utratami sama, bo nie po
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń