Jest to książka odważna. Nie w znaczeniu skandalicznym jak Szatańskie wersety Rushdiego, Sztuka kochania Wisłockiej czy Mechaniczna pomarańcza Burgessa. Odwaga wynika ze stylu myślenia autora, który łączy ze sobą rzeczywistości skrajne i z zasady do siebie nieprzystające: mniszą duchowość z popkulturą, subtelną teologię z prozą życia, a język eseju historycznego z kościelnymi „kwiatkami”. Robi to na tyle błyskotliwie, że czytelnik jest w stanie mu wybaczyć zuchwałe i prowokujące do myślenia stwierdzenia, widząc za nimi wysiłek poszukiwania sposobu mówienia o wierze w XXI wieku.
Tak jest na przykład, gdy autor analizuje fenomen komiksowych superbohaterów (których nazywa „facetami w kąpielówkach założonych na rajtuzy”), a których odpowiedników próżno szukać w polskiej historii. I szybko dochodzi do wniosku, że tak jak Zachód wygenerował zastęp obdarzonych supermocami Kapitanów Ameryka, Iron Manów, Spidermanów i innych, tak Wschód wydał Jana Pawła – Białego Batmana zza Żelaznej Kurtyny z nowinkami technicznymi w postaci papamobile oraz potężnym głosem na kazaniach. Albo wtedy gdy pisze, że zamknięte za klauzurą siostry to przykład „działania grupy rekonstrukcyjnej, która uparcie nie chce się przystosować do współczesnego świata”, księża palący papierosy to „duchowe wyzwanie rzucone światu, który za wszelką cenę chce być fit”, a Jan Chrzciciel to starożytny prekursor programu zero waste, czyli nie posiadaj za dużo, nie bądź chciwy, żyj skromnie.
To oczywiście tylko detale, dodające lekkości i kolorytu temu specyficznemu dziennikowi, który jest zapisem czasu, jaki autor spędził w klasztorze sióstr karmelitanek w Spręcowie pod Olsztynem. Nie waham się mówić o dzienniku, bo na niemal czterystu stronach otrzymujemy zapis niezwykłej podróży. Nie tej polegającej na przemieszczaniu się pociągiem, zdobywaniu ośmiotysięcznika czy wypłynięciu w oceaniczny rejs. Tu wszystko rozgrywa się na kilkunastu metrach kwadratowych gościnnej celi, w której autor odbywa podróż w głąb siebie. Tym samym jest to analiza serca i umysłu człowieka odciętego od codziennych bodźców, który filtruje to, co zapamiętał z tysiąca przeczytanych książek, dziesiątek odsłuchanych płyt i obejrzanych filmów.
Tytuł odwołuje się do historycznego układu świątyni jerozolimskiej: zewnętrzny dziedziniec oddzielony od reszty wysokim ogrodzeniem był jedynym miejscem, do którego mogli wchodzić niewierzący, by dyskutować z wyznawcami Jedynego Boga. Tak ustawiona perspektywa nasuwa rzecz jasna wiele intrygujących skojarzeń. Jak choćby to, że współczesny świat jest wielkim dziedzińcem pogan, choć w odwróconym znaczeniu. Bo to my, wierzący, jesteśmy zapraszani, a nie my zapraszamy. To nie my rozmawiamy ze współczes
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń