Chciałbym ten felieton zacząć od wyznania: mam wyłącznie elementarne zrozumienie dla potrzeby obchodzenia rocznic, jubileuszy i temu podobnych okazji. Mały przyczółek zrozumienia wiąże się z solidnym przekonaniem, że krytyczna pamięć o przeszłości jest jedną z najważniejszych nauczycielek życia. Zaś niechęć do obchodów pewnie wzięła mi się z czasów szkolnych, gdy jako dzieciak z wyćwiczoną pamięcią i pewną dozą śmiałości angażowany byłem prawie z automatu do wierszyków na rocznicowych apelach. Mój dojrzały układ nerwowy najwyraźniej uznał, że tamtych traum starczy na całe życie, i uruchamia przemożną niechęć na samą myśl o jubileuszach.
Piszę o tym, bo nastał niełatwy czas: trzeba świętować stulecie powstania diecezji katowickiej. Jakby tego było mało, w tym roku również mija okrągłe tysiąc siedemset lat od wielkiego synodu w Nicei, nazywanego pierwszym Soborem Powszechnym, z którego pochodzi znacząca część odmawianego przez nas w każdą niedzielę wyznania wiary. W tym jednym felietonie chciałbym ująć obie rocznice, żeby już do końca roku mieć spokojne sumienie. A jeśli ktoś podziela moją awersję do obchodów, to dalszą lekturę felietonu proszę potraktować jako wypełnienie rocznicowego obowiązku.
Przewidując nadchodzący zbieg wymienionych rocznic, kombinowałem przez jakiś czas, jak je zgrabnie połączyć. Na szczęście w sukurs przyszła mi Stolica Apostolska, która odwołała biskupa katowickieg
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń