pojęcia zasługi, zadośćuczynienia i wynagrodzenia odnoszą się do niezwykle popularnych ostatnio praktyk pobożnościowych w Kościele. Jednocześnie, jak pokazują nasi autorzy, niewłaściwie rozumiane mogą prowadzić do utwierdzenia się w niedojrzałej religijności, a także rodzić teologiczne błędy.
Pomyślmy przez chwilę: kiedy mówimy o zasługiwaniu w perspektywie wiary, niebezpiecznie zbliżamy się do momentu, w którym zaczynamy traktować naszą relację z Bogiem w kategoriach czysto ekonomicznych, coś za coś. I możemy dojść do wniosku, że na miłość Boga musimy sobie zasłużyć – dobrym życiem, zachowaniem, uczynkami i tym, co pomogłoby Go udobruchać. Dlatego tak ważna w tym kontekście wydaje się odpowiedź na pytanie, które w swoim artykule stawia Eliza Litak: „Po co w ogóle Bóg stworzył nam możliwość zasługiwania? Przecież nasze zasługi niczego Mu nie dodają”.
Podobnie rzecz się ma z kwestią wynagradzania. Choć często się słyszy o spowiedzi czy komunii świętej wynagradzającej, to w niejednej głowie rodzi się pytanie o to, jaka prawda katechizmu kryje się za takimi sformułowaniami. A może, o czym pisze ks. Artur Stopka, stoi za tym błędne przekonanie, że człowiek o własnych siłach może Bogu zrekompensować nie tylko własne grzechy, ale także grzechy innych?
Życząc Państwu owocnej lektury miesięcznika otwierającego kolejny rok kalendarzowy, przypominam myśl belgijskiego karmelity Wilfrida Stinissena OCD, który mówił, że w gruncie rzeczy nigdy nie będziemy mieli Bogu nic do dania oprócz naszych grzechów. I jeżeli odkrywamy, że On nas kocha, to nie dlatego, że my jesteśmy dobrzy, ale dlatego, że to On jest dobry.
Oceń