Ojciec kapelan Wojciech ze Ziółkowic, kapłan Towarzystwa Jezusowego (vulgo jezuita) do Jaśnie Wielmożnego Pana Hetmana Koronnego.
Jaśnie Wielmożny Panie Hetmanie,
w pierwszych słowach mojego listu nisko się Waszej Miłości kłaniam i wprost z mego chutoru, któren w bezkresie syberyjskim zagubion i wielce od siedziby Waszej Miłości oddalon, wyrazy szczerego oddania i synowskiej wierności przesyłam. A i prośbę o przebaczenie dołączam. Świadom bowiem jestem niesławy wielkiej, która tonsurę moją okryła na skutek licznych przewin moich, pośród których jedna ponad wszystkiemi innemi szpetnością swoją góruje, jak – nie przymierzając – pokaźny krowi placek nad owczemi bobki. Przewina owa braku korespondencyi mojej do Waszej Miłości się tyczy. A jako że nigdy i niczem usprawiedliwioną być nie zdoła, tedy do nóg Waszej Miłości padam i pokornie o wybaczenie proszę, nie tylko poprawę obiecując, ale też nadarzającą się sposobność wykorzystując, aby niezgrabną ręką słów parę do Waszej Miłości skreślić.
Oto bowiem, niezbadanemi wyroki Opatrzności Bożej wiedzion, już dziesiąty rok rozpoczynam, odkąd Ojczyznę umiłowaną opuściwszy, na daleką Syberię się udając, w grodzie Tomsku żem osiadł. I choć nie jako zesłaniec tutaj przybyłem, toć przecie bogobojne i za Rzeczpospolitą cięgiem tęskniące serce moje od początku wielkiego tu doznaje frasunku i trwogi. Ledwiem bowiem w Tomsku stanął, a dobrzy ludzie takiemi oto słowy mnie przestrzegli: „Baczcież zawżdy, Wasza W
Zostało Ci jeszcze 75% artykułu
Oceń