Widzimy czasami osoby wyjęte ze swojego kontekstu, ze swojego środowiska, bez znajomego widoku za oknem, bez własnego obrazka na ścianie, które po prostu gasną w oczach.
Rozmawiają założyciel i prezes Fundacji Hospicjum Proroka Eliasza dr Paweł Grabowski i Katarzyna Kolska
Czy mogę zapytać, ile ma pan lat?
Będzie to już pewnie 58. Rocznik ’64, grudzień.
Myśli pan czasem o starości?
No tak, oczywiście. Od dawna myślę o starości i o śmierci.
Jak pan sobie wyobraża swoją starość?
Nie wyobrażam jej sobie. Nie myślę o tym, że jestem stary, zgrzybiały i niedołężny. Po prostu tak po chrześcijańsku pamiętam, że trzeba prosić Pana Boga o dobrą śmierć. Każdy chrześcijanin odmawiający brewiarz co wieczór prosi o noc spokojną i śmierć szczęśliwą. Wiem, że śmierć przyjdzie, ale mam to szczęście, że wybudowałem hospicjum – jeżeli mnie stąd nie wyrzucą, to być może będę miał gdzie umrzeć, jeśli to będzie długa śmierć i w trudach. Niestety, statystyki nie są łaskawe: wiele osób w podeszłym wieku żyje w pojedynkę, rodziny wielopokoleniowe to już rzadkość. A w Polsce największą część opiekunów stanowią opiekunowie domowi, a nie instytucjonalni.
Każdy z nas wolałby doczekać takiej starości, która nie jest problemem dla innych, ale wiemy, że nie zawsze tak jest: możemy potrzebować pomocy, czasem przez wiele lat. I co wtedy?
Średnia długość życia się wydłuża – i panów, i pań. Panie żyją troszeczkę dłużej. Panowie częściej biorą młodsze kobiety za żony, co skazuje część tych pań na dożywanie starości w samotności, a wcześniej na bycie wsparciem dla swojego współmałżonka. Wiemy też, że nie wzrasta proporcjonalnie tak zwana liczba lat przeżytych w zdrowiu, w dobrej formie. Czyli że powyżej 90. roku życia zaledwie kilka procent seniorów to osoby niezależne, które radzą sobie same. Dziewięćdziesiąt parę procent takich osób wymaga wsparcia innych. Znamy też prognozy – w 2050 roku co trzeci Polak będzie osobą powyżej 65. roku życia. Pewne rzeczy możemy więc powolutku przewidywać.
Jest takie powiedzenie, że starość się Panu Bogu nie udała.
No nie wiem. Jak ktoś ma problemy w dzieciństwie, to można powiedzieć, że dzieciństwo się Panu Bogu nie udało. A jak ktoś ma problemy w małżeństwie, to można powiedzieć, że małżeństwo się Panu Bogu nie udało. Dlatego chyba nie powinniśmy zganiać tego na Pana Boga. To jest kwestia pewnych oczekiwań. Zdarza się, że rodzina odwiedza w hospicjum swojego bliskiego, osiemdziesięcioparoletniego człowieka z rozsianą chorobą nowotworową i licznymi chorobami towarzyszącymi, i ma do nas pretensje, że ten ktoś czuje się coraz gorzej. Na nic zda się tłumaczenie, że choćbyśmy nie wiem, co zrobili, pacjent nie będzie już takim skocznym dwudziestolatkiem, jak był kiedyś. A do tego, o zgrozo, są jeszcze tacy ludzie, którzy nie wierzą w to, że można umrzeć, mając osiemdziesiąt kilka lat i nowotwór.
Jak to? Nie wierzą w śmierć? Czy w to, że medycyna w pewnym momencie też jest bezradna?
Raczej ślepo wierzą w postęp medycyny. Obserwując różne reakcje ludzi, sądzę, że jest to kwestia pewnej dojrzałości, która polega między innymi na tym, że akceptuję własne ograniczenia, na przykład to, że nie wejdę już w pewnym wieku na Rysy, nie przepłynę kajakiem rwącej rzeki, że muszę w inny sposób spędzać wakacje, inaczej odpoczywać i inaczej codziennie funkcjonować, że przychodzi starość i zmniejsza się wydolność organizmu, że jestem po prostu słabszy, że mam gorszą pamięć. Dobrze, jeśli ktoś ma towarzystwo kogoś bliskiego i nie jest skazany na samotność, bo to jest cichy zabójca seniorów.
Starość to jest normalny okres życia. I tak, jak od małego dziecka nie można wymagać, żeby skoczyło powyżej czterech metrów w dal, tak nie można tego wymagać od staruszka. I tyle. Po prostu pewnych rzeczy nie da się zrobić, będąc małym dzieckiem, a pewnych rzeczy nie da się zrobić, będąc starszym człowiekiem. To jest inny okres życia, w żaden sposób nie gorszy. Pamiętajmy, że te osoby są potrzebne wnukom, potrzebne dzieciom. Zdarza się, że babcia wie więcej o swoich wnuczętach, niż wiedzą rodzice tych dzieci.
Oceń