Społeczny Komitet Opieki nad Starymi Powązkami ma pięćdziesiąt lat. Z tej okazji w warszawskim Teatrze Dramatycznym odbyła się gala, na którą pobiegłem gracko z dwóch powodów: żeby zobaczyć spadkobierców dzieła Jerzego Waldorffa i wysłuchać chóru Państwowego Zespołu Ludowego Pieśni i Tańca „Mazowsze”.
Zespół „Mazowsze” uwielbiam niezmiennie. Jest moim rówieśnikiem, ale w przeciwieństwie do mnie w ogóle się nie starzeje. Można lubić muzykę poważną (trzeba), rocka (koniecznie), disco polo (nie można), ale muzyka oparta na folklorze to zupełnie inna kategoria.
W ciągu siedemdziesięciu pięciu lat istnienia „Mazowsza” stosunek do zespołu się zmieniał. Od euforycznego (podobnie jak do konkurencyjnego „Śląska”), poprzez lekceważący (kogo obchodzi muzyka ludowa), po tolerancyjny (niech sobie będzie) i wreszcie nijaki.
Dla mnie była to zawsze wielka sztuka. A z czego czerpał Chopin, jak nie z folkloru? Tadeusz Sygietyński i Mira Zimińska wynieśli zespół do rangi i poziomu dobra narodowego. W czasach, kiedy granice były zamknięte, „Mazowsze” niosło Polakom rozsianym po świecie pociechę i radość, a piękne dziewczęta oraz przystojni chłopcy śpiewali i tańczyli w barwnych strojach ludowych, wzbudzając wszędzie aplauz.
„Mazowsze” towarzyszyło kwestom na Powązkach od samego początku, stąd obecność zespołu n
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń