Zbyt rzadko pokazujemy piękno małżeńskiego życia, skupiając się tylko na tym, co złe, jakby tego dobra i szczęścia nie było. Głęboko wierzę, że młodzi ludzie noszą w sobie ideały miłości i są gotowi się uczyć, jak mądrze razem żyć.
Jak mają się zachować rodzice, którzy słyszą od swoich dzieci, że nie będzie ślubu w kościele?
Najpierw przede wszystkim powinni zadbać o własną jedność i miłość małżeńską. Bo w takich momentach niejednokrotnie zaczynają się pojawiać wzajemne oskarżenia: „Jak go wychowałaś?”, „To twoja wina, bo jej pozwalałaś” albo „Ty nic nie robiłeś, gdy trzeba było reagować”. Stąd decyzja dziecka, w oczywisty sposób bolesna dla rodziców, powinna być pretekstem do ponownego przemyślenia tego, co ich łączy, czym jest dla nich sakrament małżeństwa, jaki jest jego sens, z czego czerpią siłę i motywację do kochania siebie i do wzrastania w miłości. Bo na to wciąż mają bezpośredni wpływ.
No tak, ale dalej ślubu w kościele nie będzie.
Często mówię, że Pan Bóg jest najlepszym wychowawcą. Daje każdemu z nas wolność i możliwość pójścia własną drogą. To dotyczy także dzieci. Żeby daleko nie szukać, przypomnijmy sobie kryzys Józefa i Maryi w kontekście Jezusa, który został sam na trzy dni w Jerozolimie podczas święta. A kiedy Go w końcu znaleźli, zwrócił się do nich z wyrzutem: „Czemuście Mnie szukali?”. Oni byli tym zaskoczeni, nie rozumieli tego, co On do nich mówił, i mieli pretensje: „Z bólem serca szukaliśmy Ciebie”. To namacalny dowód na to, że cierpienie w sposób nieunikniony jest wpisane w rodzicielstwo.
Nikt z nas nie jest Najświętszą Maryją Panną czy Świętym Józefem. Łatwo powiedzieć – będzie bolało – tylko to jest dziecko, a nie obca osoba.
Dlatego nikomu nie mówię, że rodzicielstwo będzie wyłącznie kolorowe. Taka jest nasza natura, że miłość często staje się krzyżem. I wiadomo, że nikt go nie planuje, a każdy by chciał, żeby małżeństwo i rodzicielstwo ułożyły się po jego myśli. Tym niemniej przychodzi taki moment, że trzeba się z tym krzyżem zmierzyć.
Od dawna dają mi do myślenia słowa Jana Pawła II z adhortacji Familiaris consortio sprzed czterdziestu lat, w których papież, opisując duchowość małżonków, mówi o stworzeniu, przymierzu, krzyżu, zmartwychwstaniu i znaku. To znaczy, że małżeńskie życie jest wzajemnym tworzeniem siebie, w duchu przymierza miłości, które jest drogą paschalną, na której się umiera, żeby potem zmartwychwstać i dawać świadectwo.
Bardzo to wszystko wzniosłe.
Sprowadzone jednak do konkretu, jest dla ludzi inspirujące, c
Zostało Ci jeszcze 85% artykułu
Oceń