Młoda para wychodząca z kościoła
fot. Jonathan Borba / Unsplash

Nasi synowie odeszli od Kościoła, ale wciąż ufamy, że nie odeszli od Pana Boga. Są jak ten marnotrawny syn, który wziął swoją część spadku i wyruszył w świat. Może, jak on, wrócą?

Moje marzenia rozwiały się jak dym. A może raczej moje wyobrażenia o tym, jak ma wyglądać dorosłość moich dzieci. Myślałam, że będzie tak: znajdą swoje drugie połowy, skończą studia, pójdą do pracy. A potem z naszym błogosławieństwem wezmą ślub, oczywiście w kościele, i wyfruną z gniazda. Układałam w głowie przyszłość moich dzieci, myśląc o swojej dorosłości i zuchwale zakładając, że moje pociechy zrobią tak samo. Bo przecież taki jest porządek świata. Tak mi się wydawało, choć przecież dookoła widziałam, że jest zupełnie inaczej. Że ten porządek już dawno się wywrócił. Że dorosłe dzieci już coraz rzadziej biorą ślub, a zwłaszcza ślub w kościele. Ale ja trwałam przy swoim, z roku na rok godząc się na to, że moje wyobrażenia o tym, jak ma być, nijak nie pasują do tego, jak jest.

Choć tak naprawdę nie wiem, czy ja się na to godziłam, bo przecież czułam, że jest we mnie niezgoda. Że nie tak chciałam. Powinnam więc raczej napisać, że przyjmowałam do wiadomości kolejne etapy dorosłego życia moich dzieci i jakoś je oswajałam, żeby nie były dla mnie wyrzutem sumienia. I żeby nie odzywały się palącym poczuciem winy, że coś jako rodzice zrobiliśmy nie tak.

Najpierw moje dzieci przestały chodzić do kościoła. Mocno nas to zabolało. Potem się wyprowadziły, choć przekonywaliśmy razem z mężem naszych synów, żeby najpierw skończyli studia i dopiero potem zaczęli samodzielne, dorosłe życie. Zdecydowali inaczej i w naszym domu robiło się coraz bardziej pusto. Znikały książki z półek, koszule z szaf, kurtki i buty z garderoby i kosmetyki z łazienki, rowery z piwnicy. W końcu zamieszkali ze swoimi dziewczynami. No nie tak miało być… Nie taki napisałam scenariusz.

Rodzinny obrazek

Lubię być mamą. Zawsze lubiłam i zawsze chciałam nią być. Mój mąż jest świetnym tatą i gdy patrzę z perspektywy trzydziestu lat naszego wspólnego życia, to z satysfakcją myślę, że udało nam się stworzyć fajną rodzinę. Po partnersku dzieliliśmy się domowymi obowiązkami, gotowaniem, sprzątaniem, opieką nad dziećmi. Co roku jeździliśmy na wspólne wakacje, lubi

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 05, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Kocham was
Monika Augustyńska

żona i mama, która wciąż wierzy, że jej synowie odkryją piękno i mądrość Ewangelii i zechcą, każdy po swojemu, pójść za Chrystusem....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze