Nie stawiamy krzyżyka
fot. ashkan forouzani / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

W przeszłości ludzie mieli być może mniej wiedzy religijnej, ale też i mniej zewnętrznych bodźców, które prowadziły do zachwiania wiary. Starczał im więc mały katechizm.

Agnieszka Rybak: Namawiam księdza do rachunku sumienia. Po pięciu latach kończy działalność kanał Religia.tv, który w dużej mierze był przecież księdza pomysłem. Gdzie tkwił błąd?

ks. Kazimierz Sowa: To nie tak, że Religia.tv przestaje istnieć. Mówić raczej należy o tym, że od nowego roku nie będzie się rozwijała tak, jak do tej pory. Jeżeli zaprzestaniemy produkcji nowych programów, to nie można będzie dostarczać widzowi nowych treści. A powtórki dla kanału tematycznego to śmierć. W związku z tym robimy teraz wszystko, by jednak pewna liczba nowych materiałów mogła się u nas pojawiać. One nie będą powstawać w stałej, cyklicznej formie. Chcemy jednak, by dotyczyły tematów, którymi zainteresowani są wspierający nas partnerzy.

Pomówmy zatem o tym, dlaczego dotychczasowy pomysł na Religia.tv się wyczerpał. Przyszedł ksiądz do tego kanału jako były prezes innego katolickiego medialnego przedsięwzięcia – Radia Plus. Czy wykorzystał ksiądz tamte doświadczenia?

To są różne doświadczenia. Z wielu powodów. Najważniejsza lekcja, którą wyniosłem z radia, była taka, żeby kwestie własnościowe i związane z finansowaniem działalności medialnej zostały jasno określone. Przedsięwzięcie medialne do dobrego rozwoju potrzebuje jednego decydenta. W ITI tak właśnie było. Prywatny właściciel przyjął założenie, że będzie produkował niekomercyjny kanał o tematyce religijnej. Przeznaczył na to określone pieniądze – na uruchomienie Religia.tv potrzebnych było kilkanaście milionów złotych.

Może to było za mało? Może wymagało dodatkowego wsparcia promocyjnego? Może Religia.tv działa za krótko, żeby ją już rozliczać? Nie ma ksiądz żalu do właścicieli?

Żeby była jasność: jeśli ktoś ma dziś pretensje, że właściciele ITI robią wielką krzywdę Kościołowi, bo zakręcili kurek i nie chcą już dokładać do interesu, to bardzo nieuczciwie stawia sprawę. Przez pięć lat, poza wyjątkowymi sytuacjami, nikt z władz kościelnych nie powiedział właścicielom „Bóg zapłać”. Jedynie w relacjach prywatnych z Janem Wejchertem – i może mniej z Mariuszem Walterem – czynili tak kard. Kazimierz Nycz i kard. Stanisław Dziwisz.

Ale ma ksiądz świadomość, że inicjatywa ITI – właśnie ze względu na osoby właścicieli – przez część środowiska kościelnego była postrzegana jako „zdrada” i „piąta kolumna”?

Nie robiliśmy pielgrzymki do Episkopatu pod hasłem: „Dajcie nam błogosławieństwo”. Podczas jednej z pierwszych rozmów z Mariuszem Walterem o koncepcji robienia telewizji dość szczerze powiedziałem mu, że jeśli moja obecność będzie dla kanału obciążeniem, wycofam się. On odpowiedział: „Proszę przekazać Episkopatowi i biskupom, z którymi ksiądz rozmawia, że chcemy wykorzystać potencjał ludzi ze strony kościelnej. Natomiast nie zgodzimy się – jak robi to telewizja publiczna – na cenzora, asystenta czy naddyrektora. Jeśli Kościół powie, że nie ma księży do pracy w tym kanale, skorzystamy z kogoś innego, kto na rynku będzie”. I biskupi, z którymi rozmawiałem – może to i szczęście, a może pech, że właśnie z nimi – abp Życiński, kard. Nycz, kard. Dziwisz, abp Muszyński, nuncjusz Kowalczyk – zaakceptowali to. Uznali, że trzeba skorzystać z tej szansy. Na zasadzie – nie płacimy, a coś mamy. I na pewno będzie to coś dobrego.

Od samego początku była grupa biskupów, która nam kibicowała. Ja na zaangażowanie w Religia.tv dostałem formalną zgodę kard. Dziwisza.

Szymon Hołownia pisał jednak o braku zainteresowania Religią.tv wśród hierarchii kościelnej.

Niestety, była też grupa księży i biskupów, która uznała nas za współczesną wersję „księży patriotów”.

Kiedy wprowadziliśmy transmisje mszy św. z różnych parafii, proboszczowie dzwonili, żeby to od nich transmitować. Ale jednocześnie oczekiwali, że sami załatwimy zgodę kurii, bo oni się bali. Kilka diecezji było z tego strachu wyzwolonych – Kraków, Tarnów, Rzeszów, Warszawa, Śląsk. Jednak na przykład w diecezji kieleckiej proboszcz najpierw nas zaprosił, a potem wpadł w panikę. Podobnie było w diecezji sandomierskiej za czasów biskupa Dzięgi. Nigdy nie przekroczyliśmy też Wisły, czyli nie robiliśmy transmisji z diecezji warszawsko-praskiej.

Może biskupi bali się, że będzie ich w Religia.tv za mało?

Ale ta telewizja z założenia nie miała pokazywać biskupów.

I może to był błąd?

Nie, to była jedna z największych zmian. Pokazaliśmy, że świat religijny jest tak bogaty i ciekawy, że nie można go zawężać do formy znanej z wizytacji biskupich w naszych parafiach.

To może biskupi poczuli się niepotrzebni? Może należało ich bardziej włączyć we współpracę, zachęcić?

Ci niechętni i tak by nie pomagali, bo doskonale wiedzieli, że guziki: „start” i „koniec emisji” są w Religia.tv poza ich zasięgiem. Wydaje mi się, że to właśnie różni nas od innych mediów zajmujących się religią. Tam nawet redaktorzy naczelni nie mają tych „guzików” na swoich biurkach.

Podam przykład: od wielu lat przyznawane są przez Fundację Nowego Tysiąclecia nagrody Totus. Jedną z kategorii są osiągnięcia medialne. Dostają je, jak to trafnie ujął zresztą jeden z biskupów, laureaci „konkursu piękności”. Kościół w Polsce przez dziesięć lat nie zauważył gdańskiego Areopagu, który nawet nie załapał się do nominacji. Nie zauważył też, że Mariusz Walter z Janem Wejchertem uruchomili pewien nowy mechanizm. Uważam, że właśnie oni powinni tę nagrodę dostać. Tymczasem dziś spotykam się z poglądem, że więcej ewangelii przekazują telenowele „Ojciec Mateusz” i „Plebania”. Widzowie są zachwyceni, Episkopat również.

Jednak Religia.tv nie stanowiła konkurencji dla telenowel. Była za to postrzegana jako rywal TV Trwam.

Ustawiono nas w kontrze, choć od początku mówiłem, że porównywanie nas w jednej kategorii jest nieporozumieniem. To tak, jakby na olimpiadzie próbować wręczyć jeden medal zawodnikom grającym w piłkę ręczną i w piłkę nożną. Bo obydwie drużyny grają w piłkę. Nas i TV Trwam wszystko różni.

Jednak właściciel – grupa ITI – był dla Religia.tv obciążeniem. Dla części katolików właśnie przez to kanał nie był wiarygodny.

To, co podnosiło naszą wartość, czyli jakość wytworzonego produktu, dla najbardziej zaangażowanych religijnie odbiorców było ciężarem. Że to produkt TVN – stacji, która najbardziej szkodzi Kościołowi. Ale gdyby spytać, w jaki sposób szkodzi, nikt nie umiałby odpowiedzieć. Pokutowało jednak myślenie: oni mają swój interes, chcą na nas zarabiać. To podejrzane.

Na co ksiądz liczył, angażując się w Religia.tv? Na poparcie Episkopatu? Księży?

Nie. Liczyłem, że ten produkt swoją jakością i oryginalnością przebije się do Jana Kowalskiego. I jeśli mówimy o możliwościach technicznych, to z trudem, ale się przebił. Od pewnego czasu zaczęliśmy dokładnie badać naszych widzów. Robi to zajmująca się telemetrią firma Nielsen Audience Measurement. Okazuje się, że Religia.tv ma w ujęciu godzinowym ok. 7 tys. widzów, co jest porównywalne z TV Trwam. Programy na żywo – takie jak „ Rozmównica” – ogląda regularnie 12-18 tys. widzów. Warto przypomnieć, że najlepsze kanały tematyczne o profilu edukacyjnym, popularnonaukowym – jak Discovery – osiągają oglądalność w granicach 60 tys. Religijny talk-show to był strzał w dziesiątkę, jednak to programy morderczo drogie. Jeden odcinek „Bóg w wielkim mieście” albo „Między sklepami” kosztował 50-60 tys. zł.

Produkt był dobry. Chyba nikt nie zgłaszał do niego zastrzeżeń. Nie zmieniło to jednak faktu, że Religia.tv nie zyskała wśród wielu wiernych zaufania.

Paradoksalnie, w pewnym momencie zagraliśmy kartą ekumeniczną. Jeśli jest prawosławna Wielkanoc, dlaczego jej nie pokazać? Pokazaliśmy ją. Potem, pierwszy raz w telewizji, zdecydowaliśmy się na transmisję modlitwy z meczetu z Kruszynianach. Religie mniejszościowe miały poczucie, że nie dajemy im jałmużny jak biednym, ale zapraszamy do głównego stołu. Chcieliśmy pokazać inny wymiar świata religijnego niż ten, który znamy z lekcji religii. W cyklu „Zapraszam cię na moje święto” pokazaliśmy dziesięć świąt niekatolickich wspólnot żyjących w Polsce. Pojawiło się między innymi hinduskie małżeństwo, które opowiadało o święcie ognia. Jeden z prawicowych portali przy okazji powtórki tego odcinka obwieścił, że dziękuje Religia.tv za taki kulturowy indyferentyzm.

Może to mogło budzić zaniepokojenie?

Nie było powodów! Podam pani przykład. Robiliśmy cykl „Lekcja religii”. O sakramentach, księgach świętych, poście, ale też seksualności, roli i miejscu kobiety itd. Przy tematach z pogranicza – jak właśnie księgi religijne – prosiliśmy o komentarz polskich wyznawców tych religii. Ten cykl spodobał się katolickiemu Wydawnictwu św. Wojciecha, które zaproponowało nam współpracę – my dajemy materiał filmowy, oni dorabiają część katechetyczną i puszczamy to na rynek. Wiemy, że jest na to zapotrzebowanie, bo ciągle wszyscy płaczą, że brakuje pomocy audiowizualnych. Rozpędziliśmy się, zrobiliśmy plan. Po niespełna roku dzwoni dyrektor wydawnictwa, że ma kłopot. Co się okazało? Wydziały katechetyczne uznały ten materiał audiowizualny za zagrożenie, bo przecież każda diecezja sprzedaje własny katechizm. A jak ktoś weźmie nasz materiał, to nie kupi ich zeszytu do ćwiczeń. Nie zawsze zatem chodzi wyłącznie o większą chwałę Bożą. Koniec końców trzeba tu oddać chwałę abp. Stanisławowi Gądeckiemu i bp. Markowi Jędraszewskiemu z Poznania, którzy orzekli, że katechizm i te pomoce to są dwie różne rzeczy.

A może jest tak, że my, polscy katolicy, jesteśmy podzieleni? I że naprawdę wyznajemy dwie religie?

O, żeby dwie… Myślę, że więcej. Nasz kanał miał spełniać i spełniał funkcję edukacyjną. Poszerzał horyzonty. Niestety, proces wtórnego analfabetyzmu religijnego w Polsce będzie postępował. W przeszłości ludzie mieli być może mniej wiedzy religijnej, ale też i mniej zewnętrznych bodźców, które prowadziły do zachwiania wiary. Starczał im więc mały katechizm.

Śmieję się czasem, że najgorszy penitent to taki, który ma na karku pięćdziesiątkę i nadal przychodzi do spowiedzi z książeczką do pierwszej komunii. I recytuje, że mamusi nie słuchał, tatusiowi odpyskiwał, nawet paciorka czasem nie odmawiał. Jeśli jednak z tym gościem zaczyna się rozmowę, to zna sześć prawd wiary, dziesięć przykazań – jest zatem jakieś odniesienie. Inaczej jest z nastolatkami – oni nie mają nawet przykazań w głowie! Na dodatek są zainfekowani tematami podważającymi rolę religii. Wielopokoleniowa rodzina się rozbiła. Rodzice pracują, nie mają dla dzieci czasu, dziadkowie mieszkają w innym mieście. Dlatego laicyzacja będzie postępowała.

Nasz kanał był pomyślany jako miejsce, gdzie można sobie zakres wiedzy religijnej poszerzyć. Tego nigdy nie będzie robiła Telewizja Trwam, bo ona ma inną misję i inny charakter.

No dobrze, ale w obronie Telewizji Trwam potrafią wyjść na ulicę setki tysięcy ludzi. A w obronie Religia.tv nie było protestów.

Ponieważ nasi odbiorcy wiedzą, że nawet jeśli Religia.tv zakończy nadawanie, nie oznacza to końca świata. Natomiast widzowie TV Trwam są utrzymywani w przeświadczeniu, że jeśli cokolwiek się stanie z Telewizją Trwam lub z ojcem Rydzykiem, będzie to nie tylko koniec Polski, ale i upadek Kościoła. A nawet chrześcijaństwa. Apokalipsa. Ta apokalipsa odbywa się tylko w ich głowach, ale o tym nie wiedzą, bo tak zostali zaprogramowani.

A do tego my byliśmy traktowani jako ci, którzy leżą na zielonych pastwiskach i spijają nektar dobrobytu. Istniało przeświadczenie, że mam biurko obok Edwarda Miszczaka i mrugam sobie po południu do Moniki Olejnik, a wszystko robi się samo albo spada z TVN-owskiego nieba. Może widz naszego kanału nie jest widzem walczącym, ale trochę leniwym?

Jednym słowem lemingiem?

No nie, leming religijny? Przecież lemingi religijne w ogóle nie istnieją. Widz Religia.tv to widz, który szuka.

Innymi słowy, widzowie Religia.tv nie utożsamiają się z tą stacją. Może stało się tak dlatego, że nie zachęcała ludzi do działania społecznego, a to właśnie buduje wspólnotę?

Muszę zdradzić tajemnicę. Wizjoner Jan Wejchert, kiedy już nasz kanał działał, miał taki plan. TVN zbudował fundację „Nie jesteś sam”. Oni się przekonali, że ta fundacja szybko stała się integratorem wielu działań. Oczywiście też i pieniędzy. Wejchert mi mówił: „Musisz o tym myśleć”. Być może ja temu nie sprostałem. Nie mam problemu, żeby to przyznać.

Może też zaszkodziła familijna czy familiarna atmosfera, o której ksiądz mówił w jednym z wywiadów?

Zmyli mi za to głowę, a intencje były inne. Chodziło mi o to, że w Religia.tv programy były robione przez ludzi, których średnia wieku była dużo poniżej wieku widzów, a dodatkowo niektóre z tych programów miały formułę pionierską. Niestety wielu młodych ludzi pracujących w mediach myśli, że jak wygłoszą stand up, zebrany zresztą z pięciu różnych opinii, to siła tego przekazu jest jak dogmat ogłoszony przez papieża. Miałem wrażenie, że w pewnym momencie w Religia.tv też tak było. I może to kolejny mój błąd, że nie było krytycznej oceny?

Wrócę do podziałów. Polaków dzieli wiele. Polityka, media. Ale czy nie może połączyć religia? W końcu jesteśmy wyznawcami tego samego Boga. A w tej chwili każde plemię ma swoje kościoły, swoich księży, swoje msze.

Zmartwię panią: to się będzie pogłębiało. Te podziały to coś więcej. To także pęknięcia spowodowane tym, że nie wszystkim odpowiada dotychczasowy model religijności opartej na przeświadczeniu, że największą akcją duszpasterską, jaką można zrobić, jest noc konfesjonałów. Żeby nie było wątpliwości: cenię takie akcje i z nich korzystam. Ale dla wielu ludzi to już dziś za mało.

A może telewizja nie jest już Kościołowi potrzebna? Rozwój mediów poszedł w inną stronę. Badania pokazują, że 7 proc. gospodarstw domowych nie ma już telewizora. Podstawowym narzędziem komunikacji ludzi młodych stał się internet. Może więc zamiast telewizji warto pomyśleć nad ofertą internetową?

Nasz kanał jest dostępny także w Stanach Zjednoczonych. Oglądają go ludzie, którzy za to płacą. I są to widzowie statystycznie starsi niż ci w kraju. Mówią, że telewizja polska w Ameryce skończy się za pięć lat, bo ich dzieci korzystają tylko z internetu. Niedługo zacznie się budowanie bloków tematycznych, za pomocą których każdy będzie sobie wybierał treści. Dzięki kontaktom z Onetem zamówiliśmy analizę atrakcyjności treści religijnych w internecie. Ludzie szukają ich na dwa sposoby. Albo wpisują nazwę strony i sprawdzają, co na niej jest. Albo wpisują hasło, które ich interesuje. Okazuje się, że szukanie po stronach jest na szarym końcu. Nie ma więc żadnego znaczenia budowanie kolejnych portali. Inaczej jest z „treściami”. Są tematy, które potrafią jednego dnia mieć na Onecie ok. 400 tys. klientów. Nasza biblioteka liczy kilka tysięcy programów i materiałów. Zadbaliśmy o to, by każdy z nich miał otwarte prawa do emisji. Właściciel kanału będzie je udostępniał. I to jest przyszłość. I dlatego na naszym kanale nie można postawić przysłowiowego krzyżyka!

Nie stawiamy krzyżyka
ks. Kazimierz Sowa

urodzony 31 lipca 1965 r. w Libiążu – ksiądz archidiecezji krakowskiej, dziennikarz i publicysta. W latach 2001-2005 prezes ogólnopolskiej sieci Rozgłośni Radiowych Radia Plus, w latach 2007-2015 dyrektor telewizji Religia.tv....

Nie stawiamy krzyżyka
Agnieszka Rybak

dziennikarka. Współpracowała m.in. z "Rzeczpospolitą"....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze