Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
Syr 3,2-14 / Ps 128 / Kol 3,12-21 / Łk 2,41-52
Zanurzeni w świątecznej radości, zapachu choinki i wigilijnego sianka, nieco znużeni kolędowaniem, budzimy się do realnego świata. Trudne jest święto św. Szczepana i opis jego męczeństwa, ale i dzisiejsza Ewangelia nie jest łatwa. Nie opowiada o ciepełku rodzinnej kołderki, sielskiej atmosferze betlejemskiego domu. Mówi o dojrzałości młodego Człowieka, który zaczyna realizować swoją misję. Odłączenie się od rodziny i pozostanie wśród uczonych nie było buntem młodzieńca, wyzwalającego się z więzów nadopiekuńczej miłości swych rodziców.
Rodzice byli dojrzali. To oni stworzyli w nazaretańskim domu taką atmosferę, w której On mógł duchowo rosnąć, mógł być blisko tego, co „należy do Jego Ojca”. Coraz lepiej rozumiał, że nie jest własnością rodziców, lecz należy do Boga, i że to początek drogi, która zaprowadzi Go aż na krzyż.
Namalowano wiele obrazów przedstawiających Świętą Rodzinę, niektóre piękne, czasem naiwne. Ale prawie na każdym można dostrzec ślad, czy raczej zapowiedź tego, co miało nastąpić w przyszłości. Oto Chłopiec, pomagając w pracy temu, którego nazywano Jego ojcem, gładzi na warsztacie stolarskim drewno, układające się w kształt krzyża. Zajęty pracą Józef nie zwraca na to uwagi, ale czujne oko Maryi już to widzi.
Pobożność chrześcijańska uważnie śledziła to bolesne spojrzenie Matki. Przecież starzec Symeon powiedział, że serce jej przeniknie miecz, ona to wiedziała, ale nad bólem górowała jej zgoda, jej fiat wyrażone z wiarą w rozmowie ze zwiastunem od Boga. Miecz głęboko rani każde serce. Pobożna wrażliwość naliczyła siedem takich ran. Wiele matek płakało, modląc się przed obrazami Matki o przebitym sercu.
Chłopiec dojrzewał, „czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”. Czuwali nad tym ci, którzy Go szukali. „Z bólem serca”.
Oceń