Tego dnia mamy się poczuć jak rodzina, ma być wyjątkowo, magicznie, niepowtarzalnie. Mamy pamiętać te chwile do końca życia. Pomogą nam w tym ślimaki w maśle, pstrągi pachnące rozmarynem, dzbany wina i najpiękniejsze polskie kolędy.
Dorota nie chce pamiętać. A już zwłaszcza do końca życia. Dlatego od kilku lat z premedytacją bierze tego dnia wolne. Gdy tylko w korporacyjnej poczcie pojawia się zaproszenie na wigilijne spotkanie opłatkowe, natychmiast bierze na ten dzień urlop. Jak dotąd jej się to udaje. – Chyba nikt jeszcze się nie zorientował, chociaż gdy w zeszłym roku szef dwa dni później mijał mnie na korytarzu i powiedział: Pani Doroto, czy my sobie składaliśmy życzenia? – to aż mi serce w gardle stanęło.
Czy ktoś tu wierzy w Pana Jezusa?
Dorota nie lubi spotkań wigilijnych. To znaczy tych firmowych spotkań. Bo tak w ogóle to wigilię lubi bardzo, bardzo. Jest gospodynią pełną gębą. Już w listopadzie zarabia ciasto na pierniczki, żeby leżakowało, bo tylko wtedy są naprawdę dobre. Gotuje zupę rybną i grzybową, piecze pstrągi, smaży karpie, robi śledzie i kluski z makiem, kapustę z grzybami i makowce. Dorota ma męża Andrzeja i czworo dzieci. Pracuje w banku. A że w bankowości ciągłe zawirowania kadrowe, dlatego woli być tylko Dorotą. Bez nazwiska. Jej mąż pracuje w firmie ubezpieczeniowej. Żyją sobie całkiem nieźle. I ponieważ sporo czasu spędzają każdego dnia w pracy, bardzo pilnują tych chwil, kiedy są razem. Całą rodziną.
Wigilia u Doroty i Andrzeja to wielkie przyjęcie. Bo mają duży dom. I to właśnie do nich już od lat przychodzi cała rodzina. Zazwyczaj przy stole siada jakieś 25–30 osób.
– Uwielbiam te spotkania. Jest gwarno, tłoczno, głośno. Bardzo sympatycznie – mówi Dorota. Jest też tradycyjnie. Najpierw modlitwa, potem fragment z Pisma Świętego, zawsze ten sam, z Ewangelii św. Łukasza, a potem dzielenie się opłatkiem i życzenia. No i o północy wszyscy razem jadą do kościoła na pasterkę.
Więc skąd ta awersja do wigilijnych spotkań w pracy? – Bo nie widzę takiej potrzeby. Owszem, nie mam nic przeciwko temu, żeby szef przyszedł do nas, złożył nam życzenia, my jemu, i tyle – tak widzi to Dorota. Ale po co te ceregiele z opłatkiem, platerami uginającymi się od schabów, galaret, ryb różnej maści, sałatek i ciast? A do picia soki, woda i co jeszcze? Kto zgadnie? Lampka szampana. Taki toast n
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń