Święty Józef. Niedopowiedziana historia
Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej, Marek Magierowski, Ośrodek Myśli Politycznej, Kraków 2013, s. 264
Jeśli mówię Europa, to myślę: Szekspir, gotyckie katedry, Modigliani, Schubert, Caravaggio. Dziś Europa kojarzy się raczej z kolejnymi traktatami, rezolucjami i funduszami spójności, które przeciętnemu mieszkańcowi kontynentu nie spędzają snu z powiek. I jeszcze z absurdalnymi zapisami prawnymi Unii Europejskiej: marchewka to owoc, ślimak to ryba, a banan musi być zakrzywiony. Problem w tym, że o ile kiedyś Europa była obozem, w którym chciało się być, dziś pozostaje obozem, z którego chciałoby się z fasonem wyjść. Europa jest zmęczona, przekonuje Marek Magierowski. A czym? Kryzysem gospodarczym, utratą ideałów, podkopywaniem własnych wartości. Zdaje się, że wreszcie także sama sobą. Zmęczona. Rzecz o kryzysie Europy Zachodniej to dziewięć błyskotliwych esejów, w których Magierowski pokazuje punkty zapalne dzisiejszych Stanów Zjednoczonych Europy.
Wszystkie nasze europejskie sprawy
Lista pęknięć Unii Europejskiej jest długa, a co najważniejsze, wciąż nieostateczna. Zmęczona… przedstawia większość z nich, z czego część dotyczy problemów światopoglądowych, część gospodarczych, a reszta politycznych. Magierowski jest specjalistą: cytuje ustawy, zagraniczne artykuły, jak również zakulisowe anegdoty. Rzetelne podejście do tematu i świetne pióro (wyostrzone na felietonach, których szczerze mu zazdroszczę), daje książkę może i niełatwą, ale na pewno taką, od której nie sposób się oderwać.
Spis unijnych problemów jest długi. Wszyscy zdają sobie sprawę, że zjednoczona Europa stanowi potrzebną przeciwwagę dla wielu politycznych graczy, takich jak chociażby Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny czy świat muzułmański. Na pytanie – jeśli nie Unia Europejska, to co? – nie ma wciąż odpowiedzi. Współpraca w sprawach dotyczących handlu, obrony, czy spójnej polityki zagranicznej jest wymagana. Coraz częściej jednak państwa UE zadają pytanie, dlaczego cała władza skupiona jest w Brukseli i dzierżona przez europolityków, którzy zdają się żyć w oderwaniu od problemów poszczególnych państw. Krytycy UE wskazują, że zmierza ona w stronę systemu sowieckiego: centralizacji władzy. Unia Europejska zmierza dziś dokładnie w tym kierunku, przed którym przestrzegała Margaret Thatcher – postępującej centralizacji władzy, zarówno politycznej, jak i gospodarczej – pisze Magierowski. W swoich początkach UE opierała się w dużej mierze na współpracy i przyjaźni dwóch państw: Francji i Niemiec. Ten sojusz stanowił swoisty motor napędowy zdolny odbudować i zjednoczyć Europę bez wojen i zarazem zdolną do współpracy. Zaraz po II wojnie światowej Francja była silnym państwem, które wyciągnęło rękę do osłabionych Niemiec. Obecnie to Niemcy są państwem silniejszym gospodarczo, a Francja przyjęła pozycję podrzędną (Sarkozy był nawet nazywany „pudelkiem” Angeli Merkel). Magierowski puszcza przy tym oko do czytelnika, pytając, czy to nie jest dziwne, że państwo, które niegdyś niemal zniszczyło Europę i jej wartości, teraz staje się jej zbawcą?
Tamtej Unii już nie ma
Ile lat przetrwa jeszcze Unia Europejska? Rok, dwa, dekadę? Powszechne jest przeczucie, że Unia się kończy. Tamtej Unii już nie ma. Zamiast ideałów wypisanych na sztandarach dziś w górze trzyma się jedynie cztery wolności gospodarcze: wolny przepływ towarów, usług, przepływ pieniądza i osób. Jeśli Unia to jedynie strefa euro (wejść? nie wejść? a jak wejść, to kiedy wyjść?), to państwa zrzeszone doprawdy niewiele mogą sobie zaproponować.
Wejście Polski do UE, jak również do NATO, było ważnym posunięciem strategicznym. Nasz głos miał być słyszalny – nie po to, aby zaspokoić nadwątlone przez lata komunizmu międzynarodowe ego, ale po to, aby rozwijać to, co wtedy zrozumieliśmy: solidarność. Przyjęcie krajów z dawnego bloku państw sowieckich pokazało, że Unia jest gotowa zmierzyć się z upadkiem komunizmu. Od tamtego czasu nastąpiło kilka pęknięć tektonicznych i otwarte pozostaje pytanie: Co z tą Unią? Najbardziej medialnym sposobem zwrócenia uwagi na to pytanie było wystąpienie eurosceptyka brytyjskiego Nigela Farage’a, który w lutym 2010 roku w Strasburgu gromił przewodniczącego Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya: Ma pan charyzmę mokrej ścierki i wygląda pan jak urzędnik bankowy niskiego szczebla. Chciałbym panu zadać jedno pytanie: kim pan jest? Nigdy o panu nie słyszałem. Nikt w Europie o panu nie słyszał.
Widmo komunizmu przestało krążyć nad Europą, nastąpił znaczny awans cywilizacyjny, a w nas zagościł marazm i brak determinacji. Kryzys gospodarczy, którego nikt nie ogarnia, może być tu paradoksalnie błogosławieństwem. Pod warunkiem że odpowiedzią na gospodarkę będzie również odwołanie się do ducha. Pobożne życzenie? A jakże.
Cały ten seks
Magierowski pisze niezwykle zajmująco, choć nie są to łatwe tematy. Spośród poruszonych przez niego problemów najbardziej interesujące dla mnie były kwestie światopoglądowe. Czy konsekwencje haseł rewolucji francuskiej da się jeszcze utrzymać, czy już zostały wypaczone? Spór o małżeństwa homoseksualne wydaje się jedynie przykrywką dla innych problemów, gdy uświadomimy sobie, że legalizacji swoich potrzeb domagają się już zoofile. Jesteśmy prześladowaną mniejszością. Zamierzamy walczyć o nasze prawa – mówią zwolennicy sodomii. Z kolei islandzkim siatkarkom, które po przegranym meczu spuściły w toalecie rybkę, maskotkę drużyny (zdradziła nas, utrzymywały zawodniczki), grozi kara więzienia za znęcanie się nad zwierzętami. Wielkość zwierzęcia nie ma tu znaczenia. Zastanawiające, a Magierowski w takim punktowaniu jest bezlitosny, że nikt nie broni praw małżeństwa i dzieci. W dyskusji o możliwości adopcji przez pary homoseksualne zwolennicy takiego rozwiązania jako argument podają większą tolerancję i wyjście z ciemnogrodu. Rodzina rozumiana jako małżeństwo kobiety i mężczyzny jest zbyt ryzykowna emocjonalnie dla młodego człowieka – pada kolejny utrzymany w tym stylu argument. Dyskusja między przedstawicielami Kościoła a zwolennikami „homorodzicielstwa” jest często histeryczna i kończy się zaraz po przedstawieniu własnych poglądów. Jesteście homofobami, krzyczą – koniecznie w świetle jupiterów – przedstawiciele środowisk homoseksualnych. Być może stąd – na zasadzie przeciwieństwa – bierze się popularność włoskiego premiera Berlusconiego, który tak często myli własne życie erotyczne z polityką: Moim politycznym życiem – mówił przywódca Włoch – zajmowało się dotąd 789 prokuratorów, 577 razy odwiedzała mnie policja, uczestniczyłem w 2,5 tysiącach rozpraw sądowych i wydałem 174 miliony euro na adwokatów.
Katedra i minaret: dwie europejskie bezradności
Europa wydaje się bezradna wobec islamu. Autor stwierdza, że zamiast zachęcać muzułmanów do integracji, kolejne regulacje popychały ich jeszcze bardziej w stronę getta, zwiększały irytację i potęgowały wyobcowanie. Szwajcaria zakazała budowy meczetów, Francja wprowadziła zakaz noszenia muzułmańskich chust przez uczennice państwowych szkół. Odgórne decyzje spowodowały jeszcze większe zamknięcie się społeczności muzułmańskiej w swoim kręgu. Burki i nikaby to być może dla niektórych kobiet „widoczne symbole upodlenia kobiet”, ale dla jeszcze większej ich liczby to symbole własnej tożsamości, której nie może zerwać ktoś stojący z zewnątrz. Fundamentalizm ma również drugie oblicze, o którym nie można zapomnieć. W krajach arabskich stanowi on podstawę tożsamości kulturowej w najpierw zeuropeizowanym, a obecnie zamerykanizowanym obszarze islamu. Noszenie chust przez muzułmanki nie jest więc jedynie symbolem mniejszych praw kobiet, ale podkreśleniem odrębnej tożsamości tak, wydawałoby się, zagrożonej.
Wojny o burki, wołowinę pochodzącą z rytualnego uboju czy minarety dobrze służą politykom. To hasła nośne, a przede wszystkim krzykliwe. Problem w tym, że zakrywają one właściwą panoramę sporu: nie oszukujmy się, Europa nie będzie kontynentem minaretów, ale już staje się kontynentem bez kościołów. Szwajcaria zmienia słowa hymnu, bo odwołanie się do Boga jest szkodliwe: może urazić czyjeś uczucia religijne, wszak Europa powinna być neutralna światopoglądowo. W kończącym eseju, utrzymanym w stylu science-political-fiction, Magierowski pyta, czy w 2024 roku Unia Europejska wyda księżom zakaz noszenia koloratek jako symbolu religijnego? Zdaję sobie sprawę, że autor Zmęczonej… przytacza przykłady skrajne i zestawia je w taki sposób, aby poruszyć czytelnika. W połączeniu z ciętym piórem dostajemy pokaźną porcję intelektualnej strawy. To porcja przemyśleń, które na długo pozostają w czytelniku. A to jest najlepsza rekomendacja.
Unię ukształtowaną po traktacie w Maastricht w 1992 roku i Unię po traktacie lizbońskim z 2007 roku dzieli przepaść. Unia, do której wstąpiła Polska, też wydaje się już innym organizmem politycznym. Czy potrafiłaby teraz spojrzeć we własne odbicie i rozpoznać siebie? Czy zobaczyłaby w lustrze inną twarz, niż tylko zmęczoną?
Oceń