Ucieczka grzeszników
fot. tom dahm / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 opinie
Wyczyść

Czesław Bartnik, dominikanin, wieloletni wychowawca nowicjuszy, spowiednik

Jestem winny to wspomnienie ojcu Czesławowi, bo wiele mu zawdzięczam. Pojawił się na początku mojego życia zakonnego. Zapamiętałem go jako człowieka młodego, w całości oddanego sprawie Bożej. Był naszym magistrem, czyli wychowawcą. Dzisiaj jest starszym panem, zajmuje się w klasztorze zakrystią i prowadzi rejestr intencji mszy świętych. Codziennie też wyznacza nam na tablicy różne zajęcia – obok naszego imienia ojciec Czesław pisze godzinę mszy świętej i spowiedzi oraz innych obowiązków, jeśli takie są.

Pierwsze kroki w zakonności czyniłem pod jego okiem. Zaraz na początku wyznaczył mi sprzątanie ubikacji i łazienki. Cóż to były za czasy! Muszle klozetowe szorowało się proszkiem, potem wybielało kwasem i dezynfekowało lizolem. Codziennie więc przepłukiwałem urządzenia wodą, pokrapiałem lizolem, aby pachniały świeżością i biegłem do celi robić swoje. Pewnego razu, kiedy sprzątanie poszło mi niezwykle szybko, ojciec Magister przyszedł do mnie do celi. – Bracie, kto w domu sprzątał łazienkę? – zapytał. – Mamusia – odpowiedziałem zgodnie z prawdą. – Więc proszę za mną – i zabrał mnie do łazienki, którą dopiero co posprzątałem. Wziął do ręki starą żyletkę i zaczął zdrapywać z brzegów wanny warstwy mydła. Stałem osłupiały. Ojciec Magister ciągnął: – Proszę się nauczyć na przyszłość sprzątać porządnie. Rączka nie jest jeszcze konsekrowana. Bierzemy szmatkę wilgotną, nabieramy proszku i szorujemy, potem kwasem wybielamy rdzawe plamy, wreszcie dezynfekujemy lizolem. Zapamiętałem ten proces na całe życie. I nawet wtedy, gdy proszki były już inne, nowoczesne, samoszorujące, ja nadal szukałem lizolu.

Lubię przywoływać tę historię jako przykład nauki życia zakonnego. Kiedyś, gdy opowiadałem o tym młodzieży, jakaś dziewczyna zapytała, jak wygląda konsekrowana rączka. Poprosiłem ją bliżej, przełożyłem przez kolano i trzepnąłem w siedzenie wepchnięte w ciasne portki. Zaskoczonej dziewczynie popłynęły dwie ogromne łzy i, stanąwszy na nogach, powiedziała tylko: „Już wiem”. Na tym zakończyły się pytania na temat życia zakonnego.

Ojciec Czesław ma świętą cierpliwość. Spowiada godzinami. Szczególnie upodobały go sobie siostry zakonne. Bo łagodny i nie krzyczy. Został kierownikiem duchowym wielu osób i spowiednikiem wielu skomplikowanych sumień. Ja też lubię się u niego spowiadać. Lubię, bo daje szansę Panu Bogu. Można o nim śmiało powiedzieć, że kocha Zakon. Zakonność doszczętnie go wypełniła. I chociaż nie zrobił habilitacji ani nie został profesorem, jest wspaniałym człowiekiem darzącym innych swoją wiarą i zaufaniem. Ma wielu przyjaciół. Nic dziwnego, że ludzie chętnie mu się zwierzają.

Pochodzi z Gidel koło Częstochowy, gdzie jest znane sanktuarium Matki Bożej Gidelskiej, czczonej w postaci maleńkiej figurki. Jako syn gospodarza, wychowany na wsi, życie zakonne traktuje poważnie, po gospodarsku, nie pozwalając sobie na żadne niestosowne żarty i nieodpowiedzialne eksperymenty. Dla mnie jest przykładem człowieka otwartego na łaskę Bożą i owocem życia oddanego Bogu.

W naszym poznańskim klasztorze jest najdłużej. Kilkadziesiąt lat. Jest zatem pamięcią tego klasztoru i jego sumieniem. Lubię, kiedy jest w klasztorze, między nami. Wtedy mam pewność, że wszystko jest na swoim miejscu.

Ucieczka grzeszników
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze