Wiara i teologia
„Przyszedłem rzucić ogień na ziemię i jakże bardzo pragnę, żeby on już zapłonął” (Łk 12,49). To jedno z tych zdań Pana Jezusa, na które niejednokrotnie reagujemy skurczem serca.
Ogień bywa żywiołem nieprzyjaznym, narzędziem zniszczenia i nieszczęścia. „Ogień wieczny” to w Ewangeliach synonim ostatecznego odrzucenia (por. Mt 25,41).
Negatywne skojarzenia związane z ogniem mogą zamknąć nas na obietnicę tego ognia, którym chce nas obdarzyć Pan Jezus. Dla wielu z nas Jego wyznanie, że pragnie ogień rzucić na ziemię, to puste słowa. A przecież w dniu, w którym Dwunastu zostało ustanowionych początkiem Kościoła, właśnie w obrazie ognia został im udzielony Duch Święty: „Ukazały się im języki jakby z ognia, które się rozdzieliły, i na każdym z nich spoczął jeden” (Dz 2,3). Za chwilę spróbujemy odsłonić głęboki sens tego obrazu. Przedtem jednak spójrzmy na naturalną symbolikę ognia, który oświeca, ogrzewa i oczyszcza – bo również w tym kontekście nauczyciele Kościoła wyjaśniali jego działanie.
Dobroczynny ogień Chrystusa
Ogień, który przyniósł nam Jezus Chrystus, niewątpliwie oświeca. Ujawniło się to szczególnie w czasach Wyjścia. Kiedy lud Boży wychodził z ziemi niewoli, „Pan szedł przed nimi podczas dnia, jako słup obłoku, by ich prowadzić drogą, podczas nocy zaś jako słup ognia, aby im świecić, żeby mogli iść we dnie i w nocy” (Wj 13,21). Dar rozświetlającego ciemności ognia Bożego – inaczej, ale równie realnie – był udzielany ludowi również po wejściu do Ziemi Obiecanej. Wystarczy przypomnieć słowa Psalmu 119,105: „Twoje słowo jest lampą dla moich stóp i światłem na mojej ścieżce”.
Czy w epoce Nowego Testamentu tym „słupem ognia”, który świeci w ciemnościach, jest Ewangelia? Na pewno. Przede wszystkim jednak jest nim On sam, Jezus Chrystus. „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). Podobnie jak słup obłoku i słup ognia prowadziły lud Boży do ziemi Kanaan, tak On, który jest Światłością świata, wskazuje drogę do życia wiecznego.
Po wtóre, ogień Chrystusa na pewno też rozgrzewa. „Czyż serce nasze nie płonęło?” (Łk 24,32) – wyrzucali sobie uczniowie idący do Emaus, którzy nie rozpoznali Pana, kiedy wyjaśniał im Pisma. Ten, który przyszedł ogień rzucić na ziemię – zauważa Orygenes – najpierw rzuca ogień w serca swoich uczniów.
Rzadko zastanawiamy się nad obrazem Pana Jezusa w Apokalipsie, w której aż trzykrotnie jest mowa o tym, że „oczy Jego jak płomień ognia” (1,14; 19,12; por. 2,18). Zachwycamy się, kiedy ktoś ma oczy tak ciepłe, że jego twarz aż promieniuje życzliwością dla ludzi. Oczy Pana Jezusa pełne są miłości niewyobrażalnie większej – ma ona moc ogarniać i ożywiać miliardy tych, za których umarł On na krzyżu. Nie darmo bł. Jan Paweł II w ostatnich latach swojego pontyfikatu tak wytrwale zachęcał do wpatrywania się w oblicze Pana. To jest najbardziej skuteczna metoda poznawania Boga.
Wreszcie po trzecie, ogień Chrystusa Pana oczyszcza. „Bóg nasz jest ogniem pochłaniającym” – napisał apostoł Barnaba, jeśli to on jest autorem Listu do Hebrajczyków (12,29). „Albowiem On jest jak ogień złotnika i jak ług farbiarzy – prorokował o Mesjaszu Malachiasz. – Usiądzie więc, jakby miał przetapiać i oczyszczać srebro, i oczyści synów Lewiego, i przecedzi ich jak złoto i srebro” (Ml 3,2–3). Złoto i srebro On oczyści, a wszelką rdzę i brud, siano i słomę – spali. Mówiąc wprost: Nas, za których życie oddał, oczyści i zachowa, a od grzechów i od wszystkiego, co niegodne życia wiecznego – nas uwolni.
Dar ognia z nieba
Trzeba jeszcze zwrócić uwagę na kilka opisanych w Starym Testamencie wydarzeń, którym ogień z nieba towarzyszył jako znak szczególnej Bożej łaskawości. Wszystkie one wiązały się ze składaniem ofiary, a w czasach Starego Testamentu składano je głównie ze zwierząt. Ludzie, którzy je składali, doskonale wiedzieli, że są one Bogu niepotrzebne (por. Ps 50,8–15), ale w ten sposób oddawali Mu cześć, a zarazem potwierdzali, że są ludem przymierza.
Otóż zdarzyło się kilka razy – zawsze w momentach szczególnie ważnych – że na położoną na ołtarzu ofiarę spadał ogień z nieba. Bóg dawał w ten sposób świadectwo, że nie zapomina o przymierzu, które zawarł ze swoim ludem, i że zawsze będzie mu wierny.
Warto przypomnieć sobie tamte wydarzenia. Oto, co się stało podczas inauguracji posługi kapłańskiej Aarona, brata Mojżesza: „Mojżesz i Aaron weszli do Namiotu Spotkania, potem wyszli stamtąd i pobłogosławili lud. Wtedy chwała Pana ukazała się całemu ludowi. Ogień wyszedł od Pana i strawił ofiarę całopalną razem z częściami tłustymi na ołtarzu. Widząc to, cały lud krzyknął z radości i upadł na twarz” (Kpł 9,23–24).
Dwa momenty tego opisu zasługują na szczególne podkreślenie: objawienie się „chwały Pana”, czyli widzialnych znaków życiodajnej obecności Boga wśród ludu, oraz entuzjastyczna radość i uwielbienie Boga, które ogarnęły wszystkich świadków tego wydarzenia. Oba te momenty powtórzą się – zresztą w sposób jeszcze bardziej podniosły – podczas uroczystości poświęcenia świątyni jerozolimskiej:
„Skoro Salomon zakończył modlitwę, spadł ogień z nieba i strawił całopalenie oraz żertwy, a chwała Pańska wypełniła dom. Kapłani nie mogli wejść do domu Pańskiego, ponieważ chwała Pańska napełniła dom Pański. Wszyscy zaś Izraelici, widząc zstępujący ogień i chwałę Pańską spoczywającą nad świątynią, upadli twarzą ku ziemi, na posadzkę, i oddali pokłon, a potem wysławiali Pana, że jest dobry i że na wieki Jego łaskawość” (2 Krn 7,1–3).
Szczególnie przejmująco wydarzenie to powtórzyło się w czasach wielkiego odstępstwa ludu i kultu Baala, co miało miejsce w czasach króla Achaba. Prorok Eliasz stanął wówczas na górze Karmel, by skonfrontować się z kilkuset prorokami Baala i – ufając, że sam Bóg zechce spuścić ogień na składaną Mu ofiarę – kazał zalać wodą zarówno ofiarę, jak wszystko wokół ołtarza. „Wówczas spadł ogień od Pana z nieba i strawił żertwę i drwa oraz kamienie i muł, jako też pochłonął wodę z rowu. Cały lud to ujrzał i upadł na twarz, a potem rzekł: Naprawdę Pan jest Bogiem! Naprawdę Pan jest Bogiem!” (1 Krl 18,38–39).
Zesłanie Ducha Świętego wciąż trwa
Wystarczy przypomnieć powyższe wydarzenia, aby nabrać pewności, że ogniem, który Pan Jezus przyszedł rzucić na ziemię, jest ten sam Duch Święty, który w dniu Pięćdziesiątnicy spoczął na apostołach w postaci ognistych języków. Wierzący w Chrystusa nie składają już ofiar ze zwierząt, chcielibyśmy raczej sami stać się „miłą Bogu ofiarą, uświęconą Duchem Świętym” (Rz 15,16; por. 12,1). To właśnie On czyni nas – wielu – jednym Ciałem Chrystusa i dokonuje naszego przebóstwienia.
W dniu Zesłania Ducha Świętego dokonało się to w widzialnych znakach, ale stanowi to przecież codzienną rzeczywistość naszego chrześcijańskiego życia. Pan Jezus ochrzcił nas – jak mówi Ewangelia – „Duchem Świętym i ogniem” (por. Mt 3,11). Bo to jest właśnie tak: sam Duch Święty jest tym Ogniem, który przemienia nas, należących do Chrystusa, w ofiarę miłą Bogu i sprawia, że coraz mocniej my jesteśmy w Chrystusie, a Chrystus w nas.
„Duch wieje, kędy chce” (J 3,8). Niemniej szczególnie uprzywilejowanym momentem, w którym Duch Święty na nas zstępuje, jest każda msza święta. Po konsekracji chleba i wina celebrans błaga Boga o udzielenie zgromadzonemu Kościołowi Ducha Świętego: „Pokornie błagamy – ta formuła znajduje się w drugiej modlitwie eucharystycznej – aby Duch Święty zjednoczył nas wszystkich, przyjmujących Ciało i Krew Chrystusa”.
A w modlitwie piątej: „Boże, Ojcze miłosierdzia, daj nam Ducha Świętego, Ducha miłości, Ducha Twojego Syna”. I kiedy indziej: „Przyjmij także nas, Ojcze Święty, razem z ofiarą Jezusa Chrystusa, i przez udział w Uczcie eucharystycznej daj nam swego Ducha, aby została usunięta wszelka przeszkoda na drodze do zgody i aby Kościół jaśniał pośród ludzi jako znak jedności i narzędzie pokoju”.
Spontanicznie przypomina się słowo Pana Jezusa: „Jeśli wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,13).
Oceń