Ciemny złowrogi las
fot. Keagan Henman / Unsplash

Ludzie w Polsce myślą, że tam już wszystko jest poukładane. Postawili płot i nic się nie dzieje. A przecież ludzie ciągle idą. Z jednej strony jest bezpieczeństwo naszych granic i niechęć do obcych, a z drugiej… oni ciągle idą. I będą szli. Coraz więcej i więcej.

Rozmawiają Natalia Nowacka, Michał Nowacki i Dorota Ronge-Juszczyk

Dlaczego tam pojechaliście?

Michał: Latem ubiegłego roku przeczytałem książkę Mikołaja Grynberga Jezus umarł w Polsce i poczułem się źle. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego Jezus musiał w Polsce umrzeć.

Natalia: W katolickim kraju, gdzie tyle się mówi o ochronie życia. Jak to było możliwe, że go nie uratowano?

Michał: W kraju, który obnosi się ze swoim katolicyzmem i którego władze pojawiające się w kościelnym entourage’u pozwalały i tolerowały, aby w majestacie prawa ludzie cierpieli i umierali w lesie. Przecież ten Issa, co w języku arabskim znaczy Jezus, był tak jak my chrześcijaninem, przywędrował z Syrii i u nas umarł gdzieś na bagnach. Pomyślałem… mam pięćdziesiąt lat, dość dużo już w życiu zrobiłem rzeczy nie do końca dobrych, których mogę się wstydzić. Jednak nie zamierzałem się wstydzić za moją ojczyznę. Czułem, że muszę tam pojechać, coś zrobić albo chociaż zrozumieć. Jakoś to sobie poukładać. Żona rozumiała tę moją potrzebę i postanowiliśmy, że weźmiemy urlop – mamy własne niewielkie firmy – i pojedziemy razem. Zaznaczam, że nie jesteśmy zwolennikami otwarcia granic i przyjmowania wszystkich, jak leci. Jednak jesteśmy przeciwnikami śmierci w lesie, na ulicy, na granicy, pod naszym domem również.

Natalia: Największym problemem okazało się znalezienie miejsca, do którego mielibyśmy pojechać. Bo właściwie dokąd? Zaczęliśmy szukać kontaktów, także w środowisku katolickim i tak trafiliśmy do Wspólnoty Sant’Egidio, sami należymy do Wspólnoty Galilea, dzięki tym kontaktom dotarliśmy do Podlaskiego Ochotniczego Pogotowia Humanitarnego.

Michał: Wymagało to sporo zachodu.

Natalia: Ale nie było aż tak trudne, żeby się nie udało. Nie chcieliśmy jechać z pustymi rękami, więc po zasięgnięciu informacji od POPH zorganizowaliśmy zbiórki wśród znajomych, w parafiach, w naszej Wspólnocie i na portalach społecznościowych. Gromadziliśmy batony energetyczne, powerbanki i sprawne smartfony. Istotne było nie tylko to, żeby można było zadzwonić, ale również żeby można zainstalować mapy.

I wyruszyliście.

Michał: Nie tak szybko. W październiku przeszliśmy szkolenie online, żeby wiedzieć, co wolno, a czego nie wolno. Jak zadbać o bezpieczeństwo własne i tych ludzi w drodze. Przede wszystkim należy się wystrzegać wszystkiego, co mogłoby do nich doprowadzić służby. Trzeba im dać konkretną, doraźną pomoc: nakarmić, napoić, przebrać w suchą odzież, suche buty i przekazać leki. Potem odejść. Nic więcej nie możemy zrobić. Pani wie, jakie to jest trudne?! Ci ludzie naprawdę są w złym stanie, a my musimy ich zostawić.

Zostało Ci jeszcze 85% artykułu

Kup miesięcznik W drodze 2024, nr 02, a przeczytasz cały numer

Wyczyść
Stamtąd się nie wraca
Natalia Nowacka

szczęśliwa żona Michała od 27 lat, matka dwóch dorosłych córek. Ludzie w Polsce myślą, że ta...

Stamtąd się nie wraca
Michał Nowacki

szczęśliwy mąż Natalii od 27 lat, ojciec dwóch dorosłych córek. W październiku przeszliśmy...

Stamtąd się nie wraca
Dorota Ronge-Juszczyk

dziennikarka. Skończyła filologię romańską i Podyplomowe Studium Dziennikarskie na Uniwersytecie imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. Ponad trzydzieści lat pracowała w radiu (Rozgłośnia Polskiego Radia w Poznaniu, potem...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze